sobota, 29 stycznia 2011

Ludzie Boga



Ludzie Boga. Każdy jakoś, na swój własny sposób, wyobraża sobie takich ludzi.
Jedni podziwiają, inni lekceważą. Wszystko zależy od doświadczeń jakie mamy.
Zwykle znamy jednak ludzi Kościoła, niewiele mających wspólnego z pierwszymi.

Film oparty na faktach - zainspirowany wydarzeniami, które miały miejsce w Tibhirine w Algierii, między 1993 a 1996 rokiem.

W górach Maghrebu znajduje się klasztor trapistów. Ośmiu francuskich mnichów żyje pośród ludności muzułmańskiej. Wiodą spokojny przepełniony pracą i modlitwą żywot.
Pomagają muzułmańskiej ludności we wszelkich sprawach- poczynając od zdrowia(jeden z nich jest lekarzem), na wszelkich sprawach dotyczących urzędów.
Katolicy i muzułmanie żyją w doskonałej symbiozie. Harmonijnie układa się im wspólne sąsiedztwo.
Urzekające krajobrazy, muzyka chóralna. Wyciszona, kontemplacyjna, uduchowiona atmosfera.

W sielski ten spokój wkraczają bojówki muzułmańskie. Ze swoim fundamentalizmem, brakiem tolerancji, okrucieństwem.

Mnisi zdają sobie sprawę, że pozostanie w tym miejscu może skończyć się dla nich tragicznie. Stają przed wyborem- opuścić miejsce, czy zostać.

I jest to wybór miary takiej czy zostać tu w głodzie, bezbronnym, bez żadnej możliwości ratunku(tak jak ludność tubylcza), czy pojechać w nowe, bezpieczniejsze miejsce.
Przecież chęć życia jest taka oczywista wszystkim.
Motywy wyborów nie są jednakowe, ani oczywiste dla żadnego z nich.

Wyjątkowa jest scena kolacji, gdy przyjeżdża do nich mnich-gość.

Na stole staje wino.
Wspólnota dzieli się nim, jeden z nich włącza muzykę P.Czajkowskiego "Jezioro Łabędzie".

Wszystkim nasuwa się obraz ostatniej wieczerzy, wzmocniony muzyką (a przecież pamiętamy, że Zygfryd i Odetta musieli umrzeć, aby nie pozwolić zwyciężyć złu nad dobrem).


Film jest niezwykły.
Można by powiedzieć o odkrywaniu Boga w sobie. O godności, o człowieczeństwie, wyborach i ich konsekwencjach.

Polecam

P.S. Jakie to dziwne. Dopiero co podejmowałam temat o wyborze boskości w człowieku, a tu taki film. A jaki aktualny, przy destabilizacji sceny politycznej w Afryce północnej.

Piotr Czajkowski - Jezioro Łabędzie (całość)

środa, 26 stycznia 2011

Miarą dobrą, natłoczoną,

(zdj. z sieci)

Dyzio nie ma tajemnic. Wszyscy wiedzą , że ulubionym jego zajęciem jest oddawanie się marzeniom.
Lubi też Dyzio wylegiwać się(zwłaszcza pod lipką).

Dyzio generalnie jest uczynny , a poza tym lubi przejażdżki swoim sfatygowanym super, hiper autkiem.
Poproszono Dyzia o pomoc przy zakupie jabłek. Miało ich być dużo, pięknych i wszystkich smaków.

Dyzio ma swoje specjalne miejsce na rynku gdzie kupuje jabłka.
Jest ich tam przynajmniej z 15 odmian, są równe, dorodne, wybarwione, muśnięte słońcem.
O smaku kwaśnym, słodkim, gruszkowym, twarde, miękkie itd.

Same wchodzą do rąk i zachęcają wyglądem i zapachem do spróbowania.

Zadowolony z siebie Dyzio, że ma pretekst wywlec autko na drogę wyruszył z samego rana na zakupy.
Jabłek miało być ponad 10kg, więc dzielnie autko wbrew przepisom zatrzymał niedaleko straganów(coby najmniej się nadźwigać).
Po wybraniu do pięciu toreb jabłek wszelkich smaków Dyzio zadowolony z siebie, choć ugina się pod ciężarem, wraca radośnie do samochodu.
Stoi przy nim mundurowy.
Dyziowi to niestraszne- nie raz takiego widział.
Policjant grzecznie prosi o dokumenty - nic nie wie, że Dyzio postanowił właśnie dziś nie obarczać się pilnowaniem dokumentów i zostawił je w domu.
Dyzio robi się bardzo malutki . Mówi jak się nazywa, pokazuje kwit z listu poleconego wysyłanego poprzedniego dnia.
Dzielnicowy zaczyna coś wymieniać jakieś kwoty 650zł
Dyzio oczyma wyobraźni żegna się już z biletem lotniczym do XXX, widzi swoją kasę znikającą w bezdennym worze skarbu państwa, milczy.
Nagle jak przez mgłę słyszy i uszom nie wierzy: Czy to Dyzio ocalił nieszczęsnego bezdomnego przed zamarznięciem?
Kiwa głową na tak.

Policjant popatrzył, uśmiechnął się i oświadczył, że skończymy dziś na upomnieniu.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Poszukiwania siebie

"Nie jestem ani świętokradcą, ani nikim uprzywilejowanym
Może nie jestem kompetentna ani doskonała
ale jestem obecna"


Moje szczęście to ja
a nie ty
Nie tylko dlatego, że możesz być kimś tymczasowym
Ale też dlatego, że chcesz żebym była
Kimś kim nie jestem
Nie będę szczęśliwa, jeżeli się zmienię
Tylko po to, żeby zaspokoić twój egoizm
Nie podoba mi się,
Kiedy krytykujesz mnie za to, że nie myślę
Twoimi myślami i nie widzę
w taki sposób jak ty. Nazywasz mnie buntownikiem
Jednak za każdym razem kiedy odrzucam
Twoje przekonania, to ty buntujesz się przeciwko mnie
Nie próbuję ukształtować twojego umysłu
Wiem, ze wystarczająco mocno starasz się być po prostu sobą
I nie mogę pozwolić ci, żebyś mówił mi kim mam być
Bo jestem skoncentrowana na tym , żeby być mną

.........................................................

Powiedziałeś, że jestem przezroczysta
I łatwo o mnie zapomnieć
Ale dlaczego w takim razie próbowałeś wykorzystać moje życie
Do tego, żeby udowodnić sobie, kim jesteś? "
Michele

Często zdarza się, że ulegamy cudzym wpływom.
Może kogoś kochamy albo bardzo szanujemy i kierowani pozytywnymi uczuciami dajemy się usidlić w zależności.
Na początku nie jest to specjalnie odczuwalne.
Po pewnym czasie okazuje się, że czujemy się coraz bardziej zniewoleni. Czasem nawet nie uświadamiamy sobie co sprawia, że czujemy dyskomfort, czujemy się coraz gorzej.

Nasze JA daje wtedy znać, że przestaliśmy realizować swoją indywidualną drogę w życiu.
Mamy obowiązek wobec siebie: zachować niezależność.
Po to aby móc się rozwijać z innymi, każdy musi rozwijać się oddzielnie.
Różnice są dla miłości i bliskości wyzwaniem, a nie zagrożeniem.
Niedobrze jest podporządkować się komuś.
To jest niewątpliwie trudne.
No i co z tego?
Realizacja rzeczy trudnych daje wielką satysfakcję.

czwartek, 20 stycznia 2011

Zima







Zrobiła się u nas piękna zima.
Lekki mrozek,przyprószyło śniegu. Jest czysto, biało, sterylnie.

wtorek, 18 stycznia 2011

Ofiary Rosji

Dzisiaj będzie poważnie.

Rozmyślam o ofiarach stalinowskich, w tym polskich oficerach którzy zginęli pod Katyniem i w innych miejscach.

W czasie rządów Stalina rosyjskich ofiar było(za Sołżenicynem)56-58 milionów w latach 1918-1956
Średnio wypada więc na rok więcej niż 1.5 mln osób.

Przede wszystkim były to osoby niewygodne- wykształcone, społecznicy, ludzie którzy coś osiągnęli i można im było to zabrać pod byle pretekstem.

Często ludzie przypadkowi. Znaleźli się w nieodpowiednim czasie i miejscu. Trwała budowa np. kanału Białomorskiego, czy też Wołga-Don, czy kolei przez Syberię, potrzebna była siła robocza.
Łapało się wiec kogo popadło i na zsyłkę pod byle pretekstem, ale z wysokim wyrokiem.

Racje żywnościowe w takim łagrze to było 300g chleba i jakaś rozgotowana breja na przegniłych warzywach na dzień. Ludzie masowo umierali z głodu i przemęczenia - do kopania ziemi nie mieli żadnych narzędzi. Rozdzielano rodziny i znajomych do różnych obozów.
Elita, śmietanka narodu umierała śmiercią powolną, niespektakularną, bez rozgłosu. Otoczona hańbą pseudoprzynależnosci.

Stan taki utrzymywał się latami przed egzekucją na polskich oficerach, a również długo po niej.

Ja rozumiem, że krzywda polskich rodzin jest ogromna.
Mniej już rozumiem to łapanie za gardło Rosję i przymuszanie do przyznania winy.

W Rosji cała ziemia przesiąknięta jest krwią elit.









P.S. Oczywiście wszyscy o tym wiedzą

poniedziałek, 17 stycznia 2011

PRL-owska książka skarg i zażaleń.

Zbijają kokosy na salcesonie
Kupiłam w tutejszym sklepie salceson włoski po 9100 za kg. Trzy sklepy dalej salceson kosztuje 7340zł/kg.Kto tak dużo zarabia, kto się bogaci na salcesonie włoskim? Skąd biorą się te różnice, czy to normalne? Daję znać do prezydium...(podpis nieczytelny).

Sklepowa goła od tyłu
Sklepowa mówiła, że jest przyjecie towaru, a tymczasem ma remanent albo coś tam i paraduje po zapleczu goła.Podglądałem ją od tyłu.(podpis nieczytelny).

Brak kalesonów i gumowców
-Zbliżają się żniwa, sznurka brak i czym znowu zwiążem zboże? Będę musiała staremu znowu podrzeć kalesony, tylko gdzie kupie nowe na zimę?Sklepowa nie chciała sprzedać gumowców, bo nie miałam kartki na buty. Były tylko laczki z Chin, a po co mi one? - Matysiakowa.

środa, 12 stycznia 2011

Pikutek

Muszę się chyba zapisać do klubu Poszkodowanych przez Pikutka.
Całe życie operuję nożem i wydawało się, że już się nauczyłam.
Prawda jest jednak okrutna, zweryfikowana przez urżniecie następnego palca.
Sprawa wydaje się beznadziejna.

Pikutek szaleje w kuchni.
Tnie nawet zamarznięty chleb(ach ten Dyzio Niedowiarek).

Co najbardziej jest potrzebne człowiekowi?

Taak
Długo można by na ten temat...

Będę się jednak streszczać.

W kolejności

- poczucie własnej wartości na dobrym poziomie (jestem wartościowym człowiekiem przez samą swą obecność, nic nikomu nie muszę udowadniać, niczego robić i nikomu nie wolno mówić, że jest inaczej)

- poczucie kontroli nad własnym życiem (nikt mi nie będzie mówił co mam robić,robię co uznaję za słuszne, mogę z własnej woli odpowiadać za coś lub kogoś - np. psa, kota itd.)

- pieniądze

Oczywiście pieniądze traktujemy jako zło konieczne ale to one sprawiają, że możemy być wolni w swoich wyborach.
Nie demonizuję ich wartości, największą frajdę sprawiają gdy wydobywamy się z biedy, ale zawsze są istotne(paś gąski - własne- paś:DDD )

wtorek, 11 stycznia 2011

Energia

Pewnie wszyscy słyszeli o prawie zachowania energii.

Ciekawe jak to wygląda u ludzi?

Czy energia np. w zbiorowości ludzkiej jest constans?
Można byłoby pokusić się o teorię, że osłabiony gość chcąc dobrać się do źródła jakim są inni, celowo choć nieświadomie wywołuje awanturę, aby przeciwnik się obnażył, odsłonił.
Wtedy uderzywszy mocno, można dobrać się do jego zasobów energetycznych.
Wszystko to dzieje się na poziomie podświadomym. Zwycięzca kłótni wychodzi niewątpliwie zawsze wzmocniony.

Wyjaśniałoby to również stan szczególnego osłabienia w jakim znajduje się przegrany uczestnik awantury.
Czasem rzeczywiście aby się pozbierać i odzyskać dawny zasób energii musi upłynąć wiele czasu.

Zastanawiające?


niedziela, 9 stycznia 2011

Matematyka i poker


Co można robić w długie zimowe sobotnie wieczory?

Kiedyś dziergałabym swetry, skarpetki, przebierałabym groch albo fasolę.
Dziś takich rozrywek już nie ma.
Niespecjalnie uwielbiając oglądanie nagromadzonych katastrof i nieszczęścia ludzkiego w telewizorni, zasiedliśmy przy kuchennym stole do pokera.

Ja nie umiem grać w pokera, ale czego się nie robi aby spędzić czas w miłym towarzystwie.
Na stole wylądowały żetony oraz zagraniczne pieniądze pozostałe z wojaży. Rozdzielono sprawiedliwie, pozostawiając pewną pulę w "banku", na wszelką ewentualność.

Rozpoczęła się gra.

Ja, niedoświadczony gracz uważnie obserwuję innych i robię takie same nieprzeniknione miny jak reszta.
W pewnym momencie zauważam, że jedna osoba zapisuje systematycznie jakieś cyferki. Poprawiłam się na krześle i pytam niewinnym głosem, co też pisze?
Oczywiście zdążyłam pogrążyć się w rozpaczy, że ja nic nie piszę, więc pewnie gorzej jest ze mną niż przypuszczałam.
Pada odpowiedź
-Liczę

Słabym głosem dopytuję
- A co liczysz?
Prawdopodobieństwo.

Siedzę cicho i kalkuluję sobie.
Przecież to losowa gra, na pewno można wpływać, ale nie matematyką.

Gramy.
Staram się jak mogę, ale tylko naszemu matematykowi przybywa forsy.
Siedzimy coraz bardziej rozżaleni.
Matematyk skrupulatnie licząc zgarnął pulę.

piątek, 7 stycznia 2011

To co lubię lub nie

Lubię spór.
Gorący.
Lubię kiedy ścierają się dwie racje, dwie osoby pewne swego. Lubię konstruktywny dialog, a nawet awanturę, gdy dotyczy spraw a nie ludzi. Jest bardzo twórcza, otwiera nas na nowe koncepcje, wartości.
Na pierwszy rzut oka widać, że jesteśmy różni, dlaczego więc zakładamy, że mamy takie same poglądy i wyznajemy takie same wartości?

Niestety.

Nie potrafimy prowadzić sporu.
Wydaje nam się, że zawsze ktoś musi ustąpić.

Wcale nie musi. I nikt nie powinien czuć się przegranym. Dobrze słownie chwycić się za bary, pogimnastykować i puścić nie wyrządzając krzywdy nikomu.

Dzięki emocjom poznajemy, że jakieś sprawy mogą być dla kogoś bardzo ważne.

Może więc jednak warto później zastanowić się nad nimi, zweryfikować stanowisko?

Nasze spory, w internecie, kończą się zazwyczaj osobistymi wycieczkami. Jak brak argumentów, to najlepiej skopać przeciwnika, wymieszać go z błotem, zwymyślać od np. trolli.

Taak. Dwóch się bije, reszta patrzy zadowolona, że mogą udawać, że ich nie ma.
Czy to smutne?
Myślę, że ludzkie i trzeba się takich zachowań spodziewać.

Nie lubię ludzi, którzy się nie podpisują. Przecież i tak mało jest prawdopodobne, że ktoś rozszyfruje osobę z pseudonimem więc tak samo anonima.

Jak ja kocham dyskusję.

Weź tu i podyskutuj

Wszyscy zgodnie prowadzą small talk, przelewają bezpiecznie z pustego w próżne.
Jak powiesz swoją opinię, to okazuje się, żeś niedobrze wychowany i sam nie wiesz czego chcesz.
W takim wykwintnym towarzystwie się takich rzeczy nie robi:DDD
Wolno tylko zachwycać się i potakiwać.
Zupełnie jak w jakimś zakładzie. Niektórym całkiem nieźle wychodzi.
Ciekawe czy rzeczywiście nie mają nic do powiedzenia?

środa, 5 stycznia 2011

Człowiek, czyli iluzjonista najwyższych lotów

Znajdujemy się w takiej sytuacji, że dane zostało nam doświadcze(a)nie oraz wiedza.


"Intelekt nie jest zdolny niczego oglądać, a zmysły niczego myśleć - tylko stąd, że się one łączą, może powstać poznanie"- I. Kant


Bardzo bliska wydaje mi się ta teoria.
Miedzy jednym a drugim mamy całą psychologię człowieka.
W zależności od tego, czego się doświadcza i jaką wiedzę zdobywa , porównując jedno z drugim oraz z otoczeniem weryfikuje się wiedzę o sobie i świecie.
Nasz umysł działa jak komputer o olbrzymich możliwościach : zbiera informacje, formułuje przenikliwe oceny i jeszcze przenikliwsze domysły,
i podaje nam na tacy najlepsze interpretacje i rozwiązania w odbieranej rzeczywistości.

"Świat który znamy, jest pewnym konstruktem, produktem końcowym, można powiedzieć niemal: wyrobem fabrycznym, który matrycom podsuwanym przez umysł zawdzięcza dokładnie tyle, ile rzecz sama zawdzięcza swoim bodźcom"W.Durant


Jeśli rzeczywiście skłonilibyśmy się do wyznawania takich poglądów, to wiążą si ę z tym pewne konsekwencje.
To, co odbieramy za rzeczywistość realną wcale taką nie jest. Jest to świat stworzony przez nas samych w naszych głowach. Im większą wiedzę posiadamy, im większe doświadczenie(experience - doznanie, odczucie - experior(gr. ) - próbować,brać udział w wydarzeniu) tym większa świadomość konotująca obserwacje tego co dzieje się wokół.

Jeszcze raz.

Co to oznacza?

Ano mniej więcej tyle, że zdobywamy wiedzę, obserwujemy świat a to jak go postrzegamy jest interpretacją w którą święcie wierzymy.

Wiara
Czym ona jest dla człowieka?
Wierzy się w np w Boga

Lub nie wierzy.
Jak to ma się do myśli zawartej na początku i na przykład: Wolnej Woli Człowieka.
Ja rozumiem to tak, że wolą jednostki jest stosunek do wiary(mam tu na myśli istotę, czyli czy wierzysz w Boga, a nie w jakiego Boga wierzysz).
Osobiście przywiązana jestem do myśli, że stworzona jestem na obraz i podobieństwo Istoty Najdoskonalszej jaka można sobie wyobrazić.
Egoistyczne prawda?

Oczywiście nie piszę tu o dogmatach, interpretacjach teoretyków.
Nic mi do nich.

Sama, na własny użytek, usiłuję pozycjonować Boga we własnym życiu.

Bo uważam, że to właśnie On jest mi potrzebny w życiu. Porządkuje mój świat, nawet jak niektórzy twierdza, że jest iluzją.
Ja w Niego wierzę, bo tak chcę, bo to jest mój wybór, i jest to moja odpowiedź dla niedowiarków: swoja wiarą Go też poniekąd stwarzam w swoim życiu.
Dla mnie to wielkie szczęście, że mam wybór i świadomie mogę sobie nałożyć nieodwołalne ograniczenia jakie staja przede mną gdy uznaję nad sobą Bożą zwierzchność.

Jak to się ma do krzyży przed Pałacem Prezydenckim?
Do różnych świętych bożych, co to w imię Boże zapluliby tych co wierzą inaczej, lub w ogóle nie wierzą?
Nie widzę części wspólnych z tymi ludźmi.
Nie dlatego, że uważam się za lepszą
Nie jestem lepsza
Raczej inna
Nie zadowolę się interpretacjami. To dla mnie za mało.

Przeżyć lśnienie

Tego bym chciała

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Mistrzostwo

Z Nowym Rokiem życzę wszystkim odwiedzającym, takiego mistrzostwa w ulubionej dziedzinie, jak poniżej.