wtorek, 15 listopada 2011

Potencjał

Wiosną tego roku przechodząc koło kwiaciarni w oko wpadła mi orchidea.
Kilka pędów i w całości pokryte kwieciem.
Nie oparłam się.
Kupiłam, ostrożnie zawiozłam do swojego domu. Niestety wkrótce zrzuciła wszystkie pąki.
Bardzo było to przykre: nastawiłam się na długotrwałą ucztę dla oczu, a tu klops. Samotne badyle wyrastające z kilku liści.

Miałam wyrzucić. Zostawiłam jednak, pielęgnowałam.

Jesienią pojawiły się nowe pędy, całe w pąkach.
Zaczęły się rozwijać. Moja radość była wielka. Zachodziłam co ranek, wypatrywałam postępy w rozwoju.
Nagle coś się wydarzyło.
Nie wiem co
Poza trzema rozwiniętymi kwiatami reszta uschła(więcej niż 16).
Znowu mam w większości samotne badyle wyrastające z kilku liści.

Choć kwiaty są duże, piękne niewinno-olśniewająco-śnieżno-białe, to przestały przynosić radość.
Zamiast koić, radować pięknem, ich widok przynosi zawód i złość.
Co tam
Nawet destrukcyjne pomysły przychodzą do głowy - wyrzucić i nie denerwować się.

Lubię snuć rozważania.
Przecież roslina dalej ma potencjał, może za następne pół roku wreszcie olśni mnie swoją urodą?

Tyle, że dawanie szansy kwiatkowi przestaje mnie bawić. Zamiast zadowolić się: samotnymi badylami wyrastającymi z kilku liści, zaakceptować je jako stan stały, zachciało mi się kwiatków?
To dopiero zachciewajki

Pomyślałam sobie jednak, że dam mu następna szansę.
Tym razem jednak bez dogadzania: a to strony świata, a to odpowiednia ilość wody, spryskiwanie mgiełka wodną.
Dość
Szkoła przetrwania.
Albo będzie piękna, albo koniec

Kot bez zobowiazań

Jakiś czas temu zauważyłam pojawiające się zdechłe myszy na tarasie.

Przeprowadzone zostało śledztwo na tę okoliczność.

Okazało się, że sprawcą jest kot sąsiadów.
Upodobał sobie nas i zaczął znosić co lepsze kąski, abyśmy z głodu nie zeszli.

Kot wyraźnie domagał się towarzystwa.
Coraz śmielej podchodził.
W tej chwili przychodzi, poprzytula się, pomruczy i idzie do domu.

Myszy i inne trofea wyrzucam jak nie widzi.


Niestety nie tylko myszy są jego zdobyczą.
Tu wypatruje ptaków na brzózce.

niedziela, 13 listopada 2011

Odkrycia okraszone poczuciem winy

Przyznaję się

Posiadam telewizor
Wśród nieprzebranej rzeszy Tych, co ponoć takiego nie posiadają, muszę skruszona, ze spuszczonym wzrokiem przyznać się do przewinienia.
Mam
Posiadam
Do tego oglądam.
Czasem

Ileś lat temu zakupiłam ostatni krzyk sezonu, wyjątkowy, o wielości nieprzeciętnych zalet odbiornik sygnału naziemnego.
Z górnej półki

Z kineskopem ważącym z 50 kg, bo całość waży 60kg

Jak tylko skończyła się gwarancja, telewizor zaczął szwankować.
Najpierw jedna naprawa, później druga, trzecia.
Za czwartym razem stwierdziłam, że wydałam całą kasę przeznaczoną na naprawę.
Wada polega na tym, że obraz mam w kształcie klepsydry.
Nawet pan Kalisz w moim świecie ma talię.

Ilość czasu spędzonego przy odbiorniku nie sprawia, abym czuła specjalny dyskomfort.
Zresztą jak wynieść z pokoju taki kolos?
Wystarczy żeśmy go wnieśli.

Nie jest ważne ile czasu spędzam oglądając tv i tak czułam się gorsza od tych intelektualistów, ludzi kultury, którzy takowego nie posiadają.

Oglądam sobie wieczorem The Voice of Poland i nagle słyszę od wybrańców narodu, ludzi jak mniemam wysokiej kultury, którzy na pewno nie posiadają telewizora o jakiejś Hance Mostowiak.

Kto to i o co chodzi.
Zrozumiałam, że zginęła.
Czyżbym przeoczyła jakaś ofiarę tragicznych zajść 11 listopada?

Jestem zaangażowana społecznie i tu nagle taka wpadka?

Jak mogło się zdarzyć, że nie wiem nic o tej osobie?

No to teraz wiem.
Zdaję sobie sprawę, że aby być trendy, to trzeba trochę mieć i nie mieć telewizora.
Trzeba wiedzieć co w trawie piszczy.

Wybieranie sobie programów do obejrzenia powinno obejmować seriale patriotyczne.
Gdybym jednak chciała oglądać seriale to pewnie już dawno nie byłoby mi obojętne, jaki obraz mam na ekranie.

Właśnie obraz w moim telewizorze ewoluował i przypomina teraz kształtem poduszkę.
Tym sposobem pan Kalisz ma kształtną talię, ale niestety krótkie nóżki.

Przecież jednak nadal coś dostrzec można.

Zastanawiam się, czy warto ryzykować wymianę na nowszy model.

środa, 9 listopada 2011

Gołąbeczki korzystajace z uroków złotej polskiej jesieni



To moja brzózka. To ona przeszła w lutym kurację polegającą na odcięciu jednego pnia(miała dwa). Ma się nadzwyczaj dobrze - jakby właśnie tak miało być.
Jest zjawiskowo piękna. Powoli złote, tańczące liście opadają, tworząc złoto-zielony kobierzec wokół drzewka.
Nie mogę się napatrzeć.
Upodobały sobie ją dwa gołąbki i okupują teren uznawszy za swój.












niedziela, 6 listopada 2011

Wolność czyli być jak Bóg

Jako wzorcowa przedstawicielka młodzieży koniecznie musiałam sięgnąć po "Dużą Książkę o aborcji" Kazimiery Szczuki i Katarzyny Bratkowskiej.

Oczywiście bardzo mnie ten temat interesuje:)

Interesuje mnie jak do takiego tematu podeszły i przedstawiły go dwie fantastyczne kobiety.

Książka jest w twardych okładkach, szyta, papier kredowy, wielkość mniejsza niż zeszyt.
Świetnie będzie mieściła się będzie w plecakach, torebkach. Ozdobiona ilustracjami, istotne treści pisane w innym kolorze lub wytłuszczone - prawdziwa wydawnicza perełka.

Temat trudny, kontrowersyjny.
Nikt na szczęście nikomu tu rad nie daje.

My - europejczycy chcemy chronić słabszych - to nawet nasz znak rozpoznawczy. Organizujemy więc m.in kosztowną pomoc społeczną. Chronimy lub staramy się, osłaniać chorych, biedniejszych, dzieci, staruszków. Staramy się im pomagać jako społeczeństwo oraz indywidualnie.

W tę chęć pomocy świetnie wpisują się mity narosłe wokół aborcji.

Z mitami tymi postanowiły się zmierzyć obie autorki.

Książka raczej jest zbiorem faktów, nikogo do niczego nie namawia.

Jak mantrę w niej powtarzane są słowa, że jak kobieta nie chce urodzić, to nie urodzi.

Różnica jest taka, że najbardziej cierpią biedne i one ponoszą najsurowsze konsekwencje zdrowotne(przytoczony przykład Rumunii - w której zmarło mnóstwo kobiet w wyniku powikłań).

Zastanawiające jest to, jak mogliśmy dać się przekonać o tym, że dziecko istnieje od momentu poczęcia.
Oczywiście można się zastanawiać, kiedy kończy się i zaczyna człowiek?

Dla medycyny człowiek umiera, gdy umiera mu mózg.
A co z początkiem, kiedy nie ma prawie nic, tylko wielki potencjał?

Czy jak nie ma mózgu to można mówić o człowieku?

Jak można w imię potencjału, jakim są połączone komórki niszczyć, szczuć w pełni ukształtowanego człowieka - kobietę?

Bo to robią Ci, co zabraniają jej decydować.

Czy nie możemy być jak Bóg i oddać tym kobietom wolną wolę?
Uświadamiać, uczyć, ale pozwolić im wybierać?

Dlaczego mają być gorsze, podległe, ponieważ urodziły się w takiej płci, a nie innej?

Książka odczarowuje niektóre przekonania.
Sprawia, że kobiety uświadamiają sobie, że mogą chcieć czuć się wolne.

Zdecydowanie dobra lektura dla każdego.