Powiedzmy - raz w życiu można się na taką wyprawę szarpnąć - i to też zrobiłam.
Spośród wielu możliwości spędzenia czasu w mieście, wybrałam spacery po parkach.
Jakżesz brakowało mi kwiecia tej wiosny.
Chodziłam, syciłam zmysły - bo nie tylko oczy, ale i nos - po zmierzchu wokół unosi się oszałamiający zapach hiacyntów, narcyzów i innych.
Cóż, Mona Liza może na mnie poczekać, a ja na nią. Gdybyśmy nawet się nie zobaczyły, pewnie obie płakać nie będziemy.
Zadziwiającym jest to, że w parkach, wprost na ziemi siedzą ludzie, w torbach mają wino, kieliszki.
Niespiesznie rozmawiają, sączą powoli wino i upajają się urodą miejsca.
Miałam wrażenie, jakby wszystko w tym mieście było urządzone dla wygody mieszkańców - póki nie sprawiasz sobie i innym problemów wolno ci robić naprawdę wiele (np. pić publicznie wino, położyć się na trawie, ławce...)
Upss.Tam nie ma parków, tam są OGRODY :)
Prymulki
Miałaś fantastyczny pomysł! Jak tam cudnie!
OdpowiedzUsuńTo prawda.
OdpowiedzUsuńTrafiło mi się doskonale. Magnolie kwitną 2-3 dni.
Akurat się wstrzeliłam.
Od sześciu tygodni w Paryżu padało.
Gdyby padło miałam zamiar iść do muzeów.
A tak, spacerowałam po ogrodach.