poniedziałek, 18 lutego 2013

Białka Tatrzańska"13 czyli wampiryzm energetyczny





Rozważałam kwestię gdzie wybrać się na narty?
Ponieważ mogłam tylko w terminie w środku lutego - Dolomity odpadły z kretesem, ze względu na środek wysokiego sezonu tam przypadający.
Nie ma co się oszukiwać - polski budżet, to polskie góry.
Zaczęłam szperać w internecie i okazało się, że za pobytw Italii bedzie taniej.
Mimo to - trudno, wybrano cel - Białka Tatrzańska.
Spokojnie przeczekałam aż mazowieckie skończy ferie. Upewniwszy się, że radio Z będzie w tym czasie w Szczyrku wyruszyliśmy w trasę.
Na miejscu okazało się, że większość Polski pewnie wydedukowała to samo co ja - i w zimowym kurorcie szpilki nie dało się niemalże wcisnąć.
Długą miałam przerwę w jeździe na nartach.

Stok na początek skromny -Kaniówka
Karnet nie wiadomo kiedy się skończył.



Jazdy na nartach, jak i na rowerze się nie zapomina.
Nadszedł czas na Kotelnicę.
Noo..
Tu można cokolwiek skrzydła rozwinąć.
Tylko bardzo ciasno. Człowiek na człowieku, człowiekiem pogania.
Po czwartym zjeździe uznałam, że nadszedł czas poszaleć.





No to dawaj, na krechę. Tylko śmig. Nagle pojawił się znikąd człowiek, hamujemy, lód...
Nic dalej nie pamiętam.Orzeł biały bez korony w moim wykonaniu.Poczułam ból w kostce i ostry w kolanie.
Narty wypięte, ja leżę. Myśl -nie podniosę się. Nagle usłyszałam empatyczny, życzliwy, kobiecy  głos. -Nic pani się nie stało? Pewnie mi się zdaje, ale czułam jak jej obecność mnie wzmacnia
Wypłynęłam z niebytu, wykrztusiłam - " nie"
Otworzyłam oczy, spojrzałam na pochyloną kobietę i poczułam, że wszędzie mam śnieg: na plecach, ustach, za okularami..
Dźwignęłam się.
Siedzę półprzytomna i myślę - nie ma mowy żebym wstała.
Siedzę.
Jeszcze raz kobieta podeszła, coś zagaiła.
Ja czułam , że jakimś sposobem napływają do mnie siły.
Cała się trzęsłam. Czułam - jakbym w momencie upadku zlodowaciała i najmniejszy wstrząs - a ja się rozsypię w drobny mak.
Spojrzałam na narty- leżały obok.
Powoli rozsądek wracał na swoje miejsce.
Po kolei.
Trzeba zapiąć narty na nogi - a ja nie mam pojęcia jak to zrobić - mimo iż setki razy to robiłam.
Siedzę.
Kobieta z pewnej,niewielkiej odległości mnie obserwuje.
Cieszę się, że jest.
Usiłuję wstać.
Chwiejnie stoję.
Narty.
Powoli...
Zaraz dojdę, jak to się robi.
Panika
Jak ja zjadę na dół, jak cała odwaga mnie opuściła, nogi jak dwa kloce, lewe kolano boli.
Narty wypięte.
Podzękowałam w myślach Bogu, że jest ta kobieta, a ja jestem w Polsce.
Że boli mnie kolano, a nie pusty łeb co wybrał się na stok bez kasku.
Pomyślałam jak to dobrze, że to kolano a nie głowa, bo po takim upadku największą frajdę i szczyt osiągnięć intelektualnych to pewnie byłoby czytanie Faktu..
Wpięłam narty
Zaczęłam się zsuwać ze stoku, bokiem, pługiem.
Cała moja brawura uleciała razem z tym wyrżniętym orłem.
Wstyd
Powoli, małymi susikami zjechałam na dół.
Do samochodu.
Było mi przeraźliwie zimno. Trzęsłam się cała. Wszystko się we mnie trzęsło.
W samochodzie mam koc.
Do umówionego powrotu pozostała godzina.
Zwlokłam sie po lodzie w cudnych butach narciarskich, obolała, do auta.
Stało przesunięte w głąb rzędu - stanęliśmy na lodzie - a że była pochyłość gruntu - to samo pod wpływem własnego ciężaru się obsuwało - mimo nastawionego biegu, hamulca i podłożonych pod koła klapek.
Kupa nieszczęścia stoi koło swojego samochodu, o który nawet nie można się oprzeć. Ostrożnie klapa do góry i już wyjęte buty zimowe.
Cudzy samochód obok, służy jako podpórka. Trzeba zdjąć buty narciarskie - a ja pojęcia nie mam jak to zrobić? - mimo iż setki razy to robiłam
Powoli, małymi kroczkami-dokonano.
Muszę wejść do auta.
Wycofałam je z felernego miejsca.
Siedzę i analizuję.
Widzę kątem oka jakąś kobietę z nogą w gipsie.
Myślę sobie - całe szczęście, że nic mi się nie stało.
Kulejąc zawlokłam się do baru na gorącą słodką herbatę z  cytryną.
Przyszło mi do głowy w trakcie jej picia, że mogę być w szoku, może powinnam dać się zbadać?
Stwierdziwszy, że prawda wyjdzie na jaw po nocy, dałam sobie spokój (nie lubię chodzić do lekarzy).
O umówionej godzinie wróciliśmy na kwaterę.

Kuleję i jestem potłuczona.
Nic nie wyszło z planów jazdy na skuterach, czy pobytu w basenach termalnych.

Powrót do domu (niecałe 400km) trwał 9 godzin
 W tym pierwsze 25km zrobiliśmy w 2h.

Czy było warto?
Pewnie
Wdzięczna jestem tej kobiecie - choć fizycznie nie zrobiła nic, to poczułam się niezwykle wzmocniona jej życzliwością i empatią.
Poza tym...
Co tam noga.
Grunt, że głowa cała
Kask na głowę, to poza nartami,  powinien być podstawowy sprzęt na takie jazdy.

P.S.
Dowiedziałam się później, że w tym dniu były 34 złamania na tym stoku .
Winą obciążono zbyt wielką ilość narciarzy , co znacznie podniosło prawdopodobieństwo wypadków.

środa, 13 lutego 2013

Co ma miednica do Walentynek?








Człowiek z szeroką miednicą biegnie wolniej.
Kobiety wyposażone przez naturę posiadając krótką, szeroką miednicę biegną wolniej niż mężczyźni.
Jakby taka chciała uciec przed mężczyzną, -  pewnie nie da rady.
Mądre kobiety  powinny więc uciekać tylko wtedy, gdy chcą być dogonione.