wtorek, 31 grudnia 2013

Co ma piła łańcuchowa do chleba - post na radosne zakończenie roku 2013.

Jako osoba ciągle eksperymentująca w kuchni, postanowiłam wykorzystać przepis na chleb - oferowany przez p. Makłowicza
Chleb litewski z maślanką i piwem.
Stwierdziłam, że przepis wyglada obiecujaco.
Zredukowałam do połowy składniki - bo chleba z 2kg maki i 1 litra maślanki nie przewidywałam zjeść.
Wszystko odbyło sie z zachowaniem proporcji i staranności w wykonaniu.
Mieszałam, czekałam na wyrośniecie, mieszałam, czekałam itd. jak ktoś piekł - to wie.

Po ok.6 godz. wyjełam pieczywo z pieca do ostygniecia. Zostało potraktowane płynem - aby skórka zmiekła, wyłożone na kratkę do odparowania.
Teraz  (następnego dnia) postanowiłam skosztowac specjału.
Skóra twarda i gruba jak kamień.
Nożem się nie da.
Uniosłam do góry - jak cegła - twardy i ciężki.
Chyba pożyczę od małżonka piły łańcuchowej - coby pokroić na stół.
Tylko - kto to zgryzie?

Prawdę mówiąc mozna nim gwoździe w ściane wbijać.
Może spróbuję namierzyć p. Makłowicza - twórcę świątecznego przepisu i go poczęstuję - bo chyba sam nie robił?
Niech skosztuje  z okazji byłych świąt i Nowego Roku 2014 ?

Muszę sie przyznać, że uczę się lubić gotować.
Pewnie, że stosunkowo łatwo jest polubić pieczenie smakołyków, ale gotować?
Z zapamietaniem ogladam programy o gotowaniu - chcę się zarazić pasją i lekkością.
Zdarzają mi się również takie doświadczenia - jak z tym chlebem.

Uważam, że nic nie wprawiłoby mnie w tak dobry nastrój jak ten chleb (a myślałam, że takie tylko w bajkach występują).
Może i szkoda czasu, i produktów.
Jakby jednak wyszedł smaczny, to o czy bym mogła pisać?


Wszystkiego dobrego na Nowy Rok 2014 dla wszystkich odwiedzających bloga.

Obfitości smacznego chleba, co tam chleba - bułek z masłem.

Zdrowia 

Pasji, oraz poczucia humoru


środa, 4 grudnia 2013

Budapeszt 2013

Zjawiskowy Parlament










Kolejna wyprawa do Budapesztu
Rozbestwiłam się jednak tym razem i postanowiłam pochodzić niekoniecznie po atrakcjach turystycznych.


Na pierwszy rzut poszła Szimpla.
 To klub gdzie można spotkać się, wspólnie spędzić czas. Na pewno nie dla estetów -każdy mebel z innej beczki - trudno opisać, ale atmosfera świetna.
Klub Szimpla w Budapeszcie cieszy się taką popularnością, że otworzono bliźniaczy w Berlinie.Miejsce klimatyczne, zaczarowane.

Następnym punktem programu była wyprawa do Tropicarium  znajdującego się na przedmieściach.
Przy wejściu powitał nas aligator. Ponieważ nie było żadnego przeszklenia ogarnęła mnie ekscytacja pomieszana z lękiem.
Aligator - staliśmy i oczekiwaliśmy aby się ruszył. Dopiero jak zagrzmiało i spadł deszcz mrugnął jednym okiem.

Uśmiech rekina

Prawda, że są zjawiskowe?

W otwartym basenie wewnątrz Tropicarium pływały płaszczki. Specjalnie podpływały do brzegów aby je pogłaskać.


Plac Bohaterów


Budapeszt to przede wszystkim kąpieliska.
Na każdy dzień mieliśmy zaplanowane wejście do innego.
Odwiedziliśmy tylko Kiraly, Dandar i Gellert.
Nieodwołalnie zachwycam się pobytem w tych kąpieliskach.
To nie jest zwykła kąpiel.
Jest to najcudowniejsze spa.
Woda jest nasączona minerałami, a przebywanie w nich uważa się za cudotwórcze - polecane na różne schorzenia.
Samo jednak wylegiwanie się w wodzie o temperaturze 36 stopni, gęstej tak, że człowiek czuje się lekki  jak piórko, działa relaksująco i dobroczynnie.

Obowiązkowo należało też odwiedzić Górę Gellerta.

 Góra ta w przeszłości  cieszyła się złą opinią wśród mieszkańców - uważano, że zbierają się na niej czarownice i odprawiają sabat. Takie opinie były popularne zwłaszcza w okresie kontrreformacji.
 Dziś wpisana jest  na Iiście dziedzictwa UNESCO wraz ze Wzgórzem Zamkowym i promenadami naddunajskimi.
 Jak można więc nie odwiedzić takiego miejsca?
Za każdym razem jak jestem, chętnie się na nią wdrapuję.
Do tego, ma specyficzny mikroklimat - na południowym stoku warunki przypominają kraje takie jak Maroko lub Tunezja (wysokie temperatury, duże nasłonecznienie), na stoku północnym kraje skandynawskie (brak światła słonecznego).

środa, 13 listopada 2013

Ciasteczka

Jesienią lubię poczytać.
Tym razem zainteresowała mnie p. Joanna Bator.
Przyznaję, podoba mi się jej sposób opowiadania historii. Lubiłam czytać artykuły w gazetach przez nią pisane.
Ponieważ została w tym roku laureatką literackiej nagrody Nike 2013 za powieść pt. "Ciemno, prawie noc", ta poszła na pierwszy rzut.
Spodobało mi się na tyle, że następnym był "Japoński wachlarz".
Gdy ktoś pisze sugestywnie, lubię sprawdzić.
Wyklikałam więc Tokio - fotografie, mapy.

Zaspokoiwszy ciekawość, zamykam okienka w komputerze, a tu niespodzianka.
Jak królik z kapelusza.
Otwarte okno firmy X - pośrednika przez którego rezerwowałam hotele na ostatnich wyjazdach.
Otwarte.
W oknie wpisane Tokio - termin do uzgodnienia.

Muszę przyznać - ciasteczka cookies wzięły mnie z zaskoczenia.
No bo skąd firma X mogla wiedzieć, co ja na swoim komputerze wyszukuję?

To może i błaha sprawa, ale wielce zastanawiająca.

Nie dość, że ktoś ingerował w funkcje mojego komputera, to jeszcze wiedział (podpowiadał) jakie też mogę mieć potrzeby?

Jakież otwiera się pole do manipulacji!?
 Można podsuwać komuś, co ma czytać, oglądać .
 Wpływać na podejmowane decyzje, korzystając z coraz doskonalszych technik jakie oferuje psychologia społeczna, indywidualna człowieka , socjologia i inne dziedziny nauki określające i sterujące ludzkimi zachowaniami.

Można tym sposobem rozniecać ruchy społeczne, bunty. Manipulować całą społecznością internetową.

niedziela, 13 października 2013

Wieczór Latynoski - Jeśli sami się nie zabawimy - to kto to zrobi?

Zdjęcie z The  Windsor Star


Jeśli ktoś miałby ochotę spędzić miło czas,rozerwać się jesienią, to polecam spektakle w teatrze Buffo.

Skusiłam sie na Wieczór Latynoski.
Po raz pierwszy na żywo oglądałam J. Józefowicza  i jego Zespół przy pracy.

Akurat materiał do wykorzystania był stosunkowo prosty dla tak wszechstronnego artysty - przeboje latynoskie.
Wszyscy je znamy, kochamy, nucimy, bawimy sie przy nich ( „Living la Vida Loca” Rickiego Martina, „Speedy Gonzales” Pata Boone’a, „Macarena” Los del Rio, „Let’s Get Loud” Jennifer Lopez, czy „La Isla Bonita” Madonny i inne).



 Latynoskie rytmy, rewelacyjni muzycy, piękne wokalistki i ekscytujący tancerze.
Ten WIECZÓR to idealna wprost propozycja dla miłośników energetycznej latynoskiej muzyki, dynamicznego tańca łączącego radość tańczenia ze sztuką uwodzenia.
Sama konstrukcja spektaklu zakładała udział widzów i współtworzenie przedstawienia przez nich.
Mimochodem reżyser w roli konferansjera, wciągnął nas w zabawę - stwierdzając, iż nikt nas nie rozbawi-  tylko my sami .
Cóż...
Tańczyliśmy macarenę, śpiewaliśmy "La Cucarachę", śmieliśmy się z żarów Józefowicza, piliśmy cubalibre (rum+cola z kawałkiem cytryny)  drink podawany w czasie przedstawienia.
Występowały (tańczyły, śpiewały) gwiazdy teatru m.in.
Janusz Józefowicz, Janusz Stokłosa, Natasza Urbańska,
Monika Ambroziak(zwana Dzidzią), Natalia Krakowiak




Mariola Napieralska, Elżbieta Portka-Krebs, Natalia Srokocz, Maria Tyszkiewicz, Aleksandra Zawadzka, Dominika Gajduk, Karolina Królikowska, Karolina Mysińska, Aleksandra Popławska,
Artur Chamski, Jerzy Grzechnik, Krzysztof Rymszewicz, Krystian Sacharczuk, Jarosław Janikowski, Grzegorz Kowalczyk, Sebastian Lubański, Paweł Orłowski oraz "AFRO CARNAVAL"



Takie właśnie, w takich strojach dwie tancerki tańczyły w rytmy gorącej latynoskiej muzyki.
Przyciągały uwagę wszystkich - doskonałe kobiece ciała wykonujące seksowny taniec w rytm  muzyki.
Tak sobie westchnęłam: "młodym być i więcej nic..."

Docinki Józefowicza w stosunku do Stokłosy tak rozluźniły atmosferę (alkohol dopełnił swego), że po spektaklu grupa widzów skandowała głośno iż chce iść na przedłużenie imprezy do Stokłosy.
Oczywiście taka sugestia padła wcześniej z ust konferansjera:DDD


Sto minut esencji rozrywki.

Teraz mam problem - nie mogę się  zdecydować na co następne  w pierwszej kolejności się wybiorę do Buffo?

Podziwiam  J.Józefowicza - jest niezwykle charyzmatycznym, płodnym artystą. Zajmuje się mnóstwem rzeczy na raz i nadal jest skromny, i pokorny w stosunku do widzów.
To cecha Wielkiego Artysty.

niedziela, 29 września 2013

Jako kobieta

Wyobraźmy sobie taką sytuację:  kobieta, mężczyzna bardzo chcą mieć dziecko.
Kiedyś był to problem nie do przejścia.  Można było co najwyżej  adoptować sierotę.
Dziś wpisuje się w Google hasło: surogatka, komórki jajowe, bank spermy - i jak posiada się walory pieniężne,  otwierają się przed nami możliwości. Niemalże jak Sezam.

Wybiera się z katalogu dawczynię komórek jajowych (w USA legalnie).Ogląda się jak ta kobieta wygląda, jakie ma pasje, czym się interesuje, jej stan rodziny (można obejrzeć jej  dzieci).
Następnie bank spermy - tu też można wybrać cechy dawcy.

W Indiach za ok 6 000 $ surogatka donosi dziecko i je odda po urodzeniu, zrzekając się praw.hbo.dziecko-z-googlea

Jeśli chodzi o koszmar niepłodnych par marzących o dziecku - jest to rozwiązanie doskonałe - starczy mieć pieniądze.
Dzieci jednak potrzebne są różnym ludziom, do różnych celów - niekoniecznie zacnych.
 Oczywiście postępu nikt nie zatrzyma.
Może bardziej chodzi o ucywilizowanie tego procederu.Dzieci z Googla - wywiad

W Polsce, przy całym tym szumie o in vitro, nie ma żadnych rozwiązań prawnych dotyczących tej dziedziny medycyny. Pewnie nie będzie w najbliższym czasie.
Nam bliżej do idei niż praktyki.


Otwiera się oto puszka Pandory - komu przyniesie największe korzyści?

sobota, 21 września 2013

Wiedeń - ciekawostki

Prater najstarsze europejskie (a może i na świecie) wesołe miasteczko. Pierwowzór wszystkich powstałych później na świecie.Wstęp jest wolny - płaci się za poszczególne atrakcje.

To szczyt karuzeli łańcuchowej -najdłuższej na świecie.

Takie właśnie wtopione w chodnik nutki skaczą na chodniku na Praterze.

Kahlenberg - stąd wyruszał Sobieski z odsieczą .

Wienerschnitzel - obowiązkowo. W szklankach czerwone wytrawne wino -produkt z pobliskich winnic.

Sachertorte mit sahne. Do tego była jeszcze Wiener Cafe

ła
Wejście do Opery Wiedeńskiej

Słynne wiedeńskie  łasuchy - starczy zbliżyć się do Dunaju - już podpływają.

Nie spodziewałam się, że Wiedeń zrobi na mnie tak piorunujące wrażenie.
Przestrzeń, dostojeństwo, luksus.
Zapobiegliwie wybrałam termin wyjazdu w czasie gdy pogoda miała być piękna,a tłumy zwiedzających już przerzedzone - patrzyłam w internecie na klimat i oszacowałam najlepszy czas.
I tu nastąpiła niespodzianka.
Tłumów oczywiście nie było(proszę jak się sprawdziło), za to padał deszcz.
Jak wjechaliśmy na Kahlenberg (przy dobrych warunkach atmosferycznych widać ze wzgórza dalekie Alpy),
była taka mgła, że widoczność spadła do 10-15metrów.
Przez cały pobyt zresztą ani razu nie wyszło słoneczko.
Nie ma letko:)
Pocieszyliśmy się jednak skutecznie zapełniając brzuszki specjałami wiedeńskiej kuchni.
Sznycel jak widać prawie że nie zmieścił się na talerzu.Wina nikt nie żałował - dostaliśmy je w szklankach, a na deser Sachertorte mit sahne i Wiener Cafe.
Zadowoleni, na koniec dnia, po tak udanej uczcie stwierdziliśmy, że najlepszą formą zwiedzania miasta jest jeżdżenie tramwajem od pętli do pętli.
Wiedeń jest zjawiskowy.
Widać, że został oszczędzony przez wojnę. Te elewacje kamienic  - zachwycające.

piątek, 20 września 2013

Wiedeń - miasto kultury i sztuki



Belweder

Utrzymane w stylu francuskim ogrody przy Zamku Schönbrunn. Akurat widać pana koszącego trawę. Po skoszeniu  wałował ją - aby nie rosła do góry.

 Fontanna Neptuna i Glorietta na wzgórzu, z którego rozciąga się panorama Wiednia

Zamek Schönbrunn był letnią rezydencją cesarską. Urodził się tu i zmarł Franciszek Józef I

Liczne kawiarnie i dorożki stanowią znak rozpoznawczy miasta.

Witryna sklepowa w centrum

Wiedeń
To tu tworzyli słynni klasycy wiedeńscy: Joseph Haydn, Wolfgang Amadeusz Mozart i Ludwig van Beethoven.
 Słynna dynastia Straussów, w mieście urodził się Johann Strauss oraz jego synowie – Johann, Josef i Edward.
 W karnawale w mieście corocznie odbywają się wystawne bale i słynne koncerty noworoczne Filharmoników Wiedeńskich.







niedziela, 30 czerwca 2013

Oslo-Norwegia -ciekawostki



 Widok ze szczytu skoczni Holmenkollen.
Z takiej wysokości skakał Adam Małysz - strach patrzeć w dół, cóż dopiero rzucać się w przepaść.


U podnóża skoczni, jak należy -  stoi i pilnuje porządku troll  - narciarz.Może nawet będzie skakał?

O godzinie 13.30 następuje zmiana warty przed Pałacem Królewskim - tu widać jednego z żołnierzy -  płci pięknej. Ta kita doczepiona do kapelusza jest elementem  stroju galowego.



Jakby ktoś miał wątpliwości ,czy Norwegowie mają poczucie humoru...

Widok z fiordu na słynny Ratusz. Wręczane są w jego wnętrzu Pokojowe Nagrody Nobla.
Tak wygląda największa w Europie sala  Ratusza w Oslo.


Norwegia była moim permanentnym marzeniem.
 Zdążyłam kupić cztery przewodniki przed każdą niedoszłą  do skutku, podróżą.
Te fiordy, ta przyroda...
W końcu stało się.
Szczęśliwie dopisała pogoda, przynajmniej częściowo - co wcale nie jest takie oczywiste.
Fontanna na placu teatralnym
Zobaczyłam, doświadczyłam tych krótkich nocy - słońce zachodzi około północy, wschodzi wpół do czwartej.
Mało mi potrzeba do szczęścia, ale bujność przyrody zachwyca.
Oczywiście udało mi się dostrzec różnice - dopiero kwitły tu piwonie i złotokap - czyli mimo  opóźnionej wiosny u nas  - różnica w wegetacji roślin wynosi około miesiąc.


Norwegia należy do najdroższych państw na świecie, a Oslo uznano za najdroższą stolicę .
Zanim pojechałam mówiono mi, że jak w Polsce coś kosztuje 1 zł, w Paryżu ta sama rzecz bdzie kosztować 3 zł, w Oslo trzeba wyjąć 7 zł z portfela.
Przydała się zgromadzona wcześniej wiedza na temat miasta - aby nie pójść z torbami.
Do jedzenia kupowaliśmy najtańsze jedzenie - czyli łososia i krewetki - na promocji są tańsze niż w Polsce.
Tym sposobem mimochodem zażyliśmy luksusu.




sobota, 29 czerwca 2013

Norwegia - najbardziej ekskluzywny kraj na świecie








 Hotel w pobliżu skoczni narciarskiej
Holmenkollen
Trolle to ulubieńcy mieszkańców Norwegii. Trzeba mocno się starać im nie narazić, gdyż słyną z niezwykłej złośliwości.
Dwugłowy troll powitał nas w biurze informacji turystycznej w Oslo

sobota, 22 czerwca 2013

Burza

Wczoraj padał deszcz.
Niby nic wielkiego.
Tyle, że takiej ulewy nie pamiętam.

Zrobiło sie prawie czarno.
Wiatr powiał taki, że złamał drzewo u sąsiadów, u nas wywrócił 15m świerk.
Szczęsliwie nic nikomu sie nie stało.
Ogród stoi w wodzie. Magnolie żółkną, traca liście - umierają.
Sosna  stojąca niedaleko poczuła pewnie sympatię do krzywej wieży w Pizie i postanowiła ją naśladować.
Pewnie jednak w stopniu nachylenia już ją przescignęła.

Czekają mnie wielkie porządki.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Eden


 Długi czas fascynowała mnie Norwegia
Obejrzałam film o tym jak widzą Norwegię obcokrajowcy.
W tym przypadku - rosyjskie matki.

Muszę przyznać,że filmik zrobił na mnie wrażenie.
Jest w języku rosyjskim,  można zrozumieć.





Nie wiem na ile informacje podawane w nim są prawdziwe.
Myślę jednak, że bezwarunkowy zachwyt, jaki towarzyszy wielu emigrantom w stosunku do nowych "ojczyzn" jest bezpodstawny.

Może wszystko zależy od priorytetów.

Tak przyszło mi do głowy - ostatnio czytałam, że w UK odbierają dzieci jeśli nie zapewni się im należytych warunków bytowych - bodajże od 6 roku życia każde dziecko powinno mieć własny pokój.

Jednak dobieranie sobie dzieci przez rdzennych mieszkańców spośród rodzin imigranckich  i odbieranie ich rodzicom  zgodnie z prawem obowiązującym, jest poza moim poziomem akceptacji.


Okazuje się, że ktoś odniósł się do wcześniejszego filmiku:


poniedziałek, 27 maja 2013

Poseł Pawłowicz w Marszu Szmat

Wielkim wyzwaniem dla ludzi, którzy walczą w słusznej sprawie jest to aby być usłyszanym.
Można mówić piękne rzeczy, można rozsławiać cnotę ze wszystkich sił, a i tak każdy wie swoje
Oczywiście, że marsz Ździr (pod jakim to hasłem maszerowały panie wcześniej), dla mnie jest hasłem odpowiedniejszym.

No, nie pasuje mi w tym roku ta nazwa.
Ździra to kobieta pokrzywdzona ale niepokorna, domagająca się swego, szmata - to taka ścierka do wycierania brudów.
Skąd mogę jednak wiedzieć, może nazwa to również prowokacja?
Zakładam, że mądrzy ludzie decydowali pod jakim hasłem wyjdą na ulice.
Marsz miał przyciągnąć uwagę. Pewnie gdyby nie pani Pawłowicz obejrzelibyśmy fotki z brzydkim gołym biustem (takie też występują) i byłoby po krzyku.
Dzięki gwieździe naszego parlamentu mamy jednak możność wyrazić dobitniej swoje poglądy.
 Oto ona - wyrocznia moralna, zdecydowała, że te kobiety same są sobie winne.

Uciecha w PISie  i ciche oklaski.
Proszę,  jedyna sprawiedliwa, co to głośno powie o czym inni  myślą, ale i czynią w potrzebie.
Nawet Uniwersytet w którym wykłada owa sprawiedliwa, nie widzi w jej zachowaniu nic niegodnego.

Przecieram oczy ze zdumienia. Skąd Ci ludzie się biorą? - wyalienowani ze środowiska.
Zamknięci na krzywdę innej osoby, stygmatyzujący innych?
Skąd tyle złości w stosunku do maszerujących?
Pewnie gdyby pani Pawłowicz miała nadprzyrodzoną moc, to zmiotłaby z powierzchni ziemi protestujących.

Oczywiście, ze potrzebny jest nam ład moralny.

Zastanawiam się jednak, co kompensują sobie ci ludzie w taki sposób?
Elita kraju.
Niewątpliwie marsz odniósł sukces.

Dlaczego w kontekście gwałtu często za zadżumionego uważa się właśnie tego pokrzywdzonego, a nie sprawcę?

Mieliśmy żywą próbkę - pewna siebie, z zadowolonymi, chichoczącymi za plecami kolegami wyżyła się na maszerujących.
Nawet jak ktoś nie zastanawiał się wcześniej, to ta sprawa przyciągnęła jego uwagę i refleksję.

wtorek, 7 maja 2013

Paryż - okiem cudzoziemca


Francja zawsze uchodziła za niesłychanie liberalny i kraj.
Mieszkańcy bez skrupułów łamali ogólnie przyjęte zasady moralności. Przesuwali granice tego co dozwolone.
 Choć patrząc na prawa kobiet, to prawo wyborcze  Francuzki otrzymały  w roku 1944 (w Polsce - 1918)


W czasie pobytu natknęliśmy się na manifestację przeciwko małżeństwom homoseksualnym.Zdaniem przeciwników projekt ten"całkowicie niszczy społeczeństwo, negując naturalne rodzicielstwo", a "skutki gospodarcze, społeczne i etyczne będą nieuniknione".
(Jeśli wszystko pójdzie po myśli rządu francuskiego, to pary tej samej płci będą mogły zawierać małżeństwa od lipca tego roku).

Na ulicy, po jednej stronie stało ze 20 pojazdów opancerzonych i wysypywali się z nich  jak widać na zdjęciu, uzbrojeni policjanci.
Wyglądało to groźnie.
Stosunkowo mało natomiast było protestujących.
Pewnie woleli odpoczywać w przepięknych ogrodach przy lampce wina.





Tu w Ogrodzie Luksemburskim, odrobinę dalej, w tym samym czasie relaksują się mieszkańcy miasta.



Poruszając się metrem po mieście  rzuca się w oczy doskonale zorganizowana  i oznakowana komunikacja. Pamiętam, parę lat wstecz, jak źle oznakowane było lotnisko w Warszawie.
Praktycznie żadnych znaków  kierujących w tamtym kierunku nie było  na drodze.
W Paryżu w metrze, nie sposób się pogubić.

Wielką moją obawą było bezpieczeństwo.
Ponieważ lubię sprawdzać miejsca zanim pojadę -  naczytałam się na polskim forum o podrzynanych turystom gardłach, kradzieżach, wyłudzeniach.
Na pewno zdarzają się takie historie - szczęśliwie nas ominęły (inna sprawa, że mieszkaliśmy w jednej z najbezpieczniejszych dzielnic).

Rozmawiając z tubylcami (używając angielskiego, rosyjskiego, rąk oraz zwrotów grzecznościowych w oryginale), całkiem sporo się dowiedziałam.
A, że trzeba podzielić się ploteczkami...
Otóż:
Francuscy mężczyźni są niezwykle szarmanccy, mili
Francuz, co zarobi, przeznacza na swoje potrzeby, żonie robi dzieci - wtedy ona dostaje od państwa pieniądze i właśnie tyle ma do dyspozycji (no chyba, że sama sobie dorobi - nie zaniedbując obowiązków domowych).

Szkoła francuska swoim poziomem oscyluje wokół zera.

Kolorowi imigranci mają bardzo niski poziom inteligencji, nie są zainteresowani nauką - i żadna poprawność polityczna tego nie zmieni.

To tyle plotek i opinii Francuzów o rodakach.

Jeśli chodzi o szkolnictwo - to te żale jakby znajome.
Co do reszty nie bedę komentować, ani porównywać.

Na pewno jednorodność naszego społeczeństwa jest ogromną zaletą.

To co szokuje w stosunku do Warszawy.
Paryż jest bardzo drogim miastem. Wartość działek budowlanych, nieruchomości jest wysoka.
Jak to się dzieje, że jest tam tyle placów, zieleni, ogrodów?
Jak to się dzieje, że przez wieki gospodarze miasta byli w stanie oprzeć się ludziom zamożnym i nie dali pozwoleń na budowy  na tych wielkich pustych przestrzeniach w obrębie miasta?
Jestem pełna podziwu.
Dzięki temu - długofalowej polityce, miasto może przypominać ogród.

Cóż
Nasunęła się również taka refleksja:
Zawsze lepiej układać się z przeciwnikiem, wrogiem.
Nie buduje się wtedy miasta x razy, tylko remontuje.
Można zadbać o upiększanie, kwiaty, otoczenie, a nie ciągle stawiać cega na cegle od początku.
Nie ma co zachwycać się martyrologią narodu polskiego.
Trzeba przede wszystkim żyć ,  doskonalić to co robi się dobrze i uczyć się na własnych i cudzych  błędach.

No i przychodzi frustracja - przecież my jako naród to nie chcemy widzieć, że zrobiliśmy błąd - gdzie tam więc może być mowa o naprawie?

Wniosek z wojaży jest oczywisty - podróże kształcą.
Życzę więc wszystkim co doczytali tak długi tekst - aby dużo podróżowali.















piątek, 19 kwietnia 2013

Paryż - wizytówki miasta

Wieża Eiffla - znak rozpoznawczy miasta.
Wieczorem o pełnych godzinach miga jak choinka świąteczna przez 5 minut.
Zaskoczeniem dla mnie było to, że położona jest bardzo blisko Sekwany.



 Moulin Rouge - Czerwony Młyn - słynny skandalizujący kabaret położony w dzielnicy czerwonych
latarni. Kabaret od czasu powstania prezentuje przedstawienia taneczne. Tancerki często prezentują się, topless ozdobione biżuterią lub barwnymi piórami. Na przestrzeni lat Moulin Rouge stało się słynne z wykonywanego tu kankana. Niedaleko znajduje się Muzeum Erotyzmu, oraz sklepy z zabawkami dla  dorosłych.

 Luwr - oczywiście. Jest olbrzymi, ogromny. Siedziba największego na świecie muzeum.
To tu czekała na mnie do obejrzenia Mona Liza czy też Wenus z Milo.
W razie niepogody miałam je zobaczyć na własne oczy.
Pogoda jednak dopisała.

 Pont des Arts to Most Sztuk Pięknych, ale nazywany jest mostem zakochanych.Obyczaj zawieszania kłódek zrodził się podobno w Rosji, gdzie moskiewscy nowożeńcy zaczęli w ten sposób „łączyć się na zawsze”. Po zapięciu kłódki, kluczyk wrzucali do wody. Most cały obwieszony jest kłódkami. Jakby ktoś miał pilną potrzebę, to kłódkę można kupić od ulicznych handlarzy na miejscu (5 EUR)
Ten most, to jednocześnie deptak - nie ma na nim ruchu kołowego.
Podobno ma być wprowadzona opłata za przejście tym mostem - na razie jest bezpłatny.
W dali widać siedzących, leżących ludzi na nabrzeżu rzeki.


 Notre-Dame (Nasza Pani). Wejście do świątyni jest darmowe. Akurat trafiliśmy na nabożeństwo. Rozdawano  kartki z tekstem do śpiewania, razem z nutami (pewnie coby nie fałszować).
Uczta dla uszu - słuchać psalmów w wykonaniu tamtejszych solistów i chóru.

Sacre Coeur  - rzymskokatolicka Bazylika Najświętszego Serca położona jest na Montmartre - najwyższym paryskim wzgórzu skąd roztacza się malowniczy widok na większą część miasta. Świątynia została wzniesiona w stylu romańsko-bizantyjskim z białego wapienia, a dokładniej z trawertynu. Dzięki specyfice tego materiału elewacja nie szarzeje pomimo szkodliwego działania zanieczyszczeń i warunków pogodowych.
Było tak ciepło, pięknie, że muszę przyznać się bez bicia iż spędziłam godzinę leżąc na ławeczce u stóp bazyliki, wystawiając twarz do słońca.

środa, 17 kwietnia 2013

Paryż wiosną

 Podobno: "ten sobie ubliża, kto ma za co, a nie chce jechać do Paryża" - J.U. Niemcewicz

Powiedzmy - raz w życiu można się na taką wyprawę szarpnąć - i to też zrobiłam.
Spośród wielu możliwości spędzenia czasu w mieście, wybrałam spacery po parkach.
Jakżesz brakowało mi kwiecia tej wiosny.
Chodziłam, syciłam zmysły - bo nie tylko oczy, ale i nos - po zmierzchu wokół unosi się oszałamiający zapach hiacyntów, narcyzów i innych.
Cóż, Mona Liza może na mnie poczekać, a ja na nią. Gdybyśmy nawet się nie zobaczyły, pewnie obie płakać nie będziemy.
Zadziwiającym jest to, że w parkach, wprost na ziemi siedzą ludzie, w torbach mają wino, kieliszki.
Niespiesznie rozmawiają, sączą powoli wino i upajają się urodą miejsca.


Miałam wrażenie, jakby wszystko w tym mieście było urządzone dla wygody mieszkańców - póki nie sprawiasz sobie i innym problemów wolno ci robić naprawdę wiele (np. pić publicznie wino, położyć się na trawie, ławce...)

Upss.Tam nie ma parków, tam są OGRODY :)



 Prymulki