wtorek, 31 grudnia 2013

Co ma piła łańcuchowa do chleba - post na radosne zakończenie roku 2013.

Jako osoba ciągle eksperymentująca w kuchni, postanowiłam wykorzystać przepis na chleb - oferowany przez p. Makłowicza
Chleb litewski z maślanką i piwem.
Stwierdziłam, że przepis wyglada obiecujaco.
Zredukowałam do połowy składniki - bo chleba z 2kg maki i 1 litra maślanki nie przewidywałam zjeść.
Wszystko odbyło sie z zachowaniem proporcji i staranności w wykonaniu.
Mieszałam, czekałam na wyrośniecie, mieszałam, czekałam itd. jak ktoś piekł - to wie.

Po ok.6 godz. wyjełam pieczywo z pieca do ostygniecia. Zostało potraktowane płynem - aby skórka zmiekła, wyłożone na kratkę do odparowania.
Teraz  (następnego dnia) postanowiłam skosztowac specjału.
Skóra twarda i gruba jak kamień.
Nożem się nie da.
Uniosłam do góry - jak cegła - twardy i ciężki.
Chyba pożyczę od małżonka piły łańcuchowej - coby pokroić na stół.
Tylko - kto to zgryzie?

Prawdę mówiąc mozna nim gwoździe w ściane wbijać.
Może spróbuję namierzyć p. Makłowicza - twórcę świątecznego przepisu i go poczęstuję - bo chyba sam nie robił?
Niech skosztuje  z okazji byłych świąt i Nowego Roku 2014 ?

Muszę sie przyznać, że uczę się lubić gotować.
Pewnie, że stosunkowo łatwo jest polubić pieczenie smakołyków, ale gotować?
Z zapamietaniem ogladam programy o gotowaniu - chcę się zarazić pasją i lekkością.
Zdarzają mi się również takie doświadczenia - jak z tym chlebem.

Uważam, że nic nie wprawiłoby mnie w tak dobry nastrój jak ten chleb (a myślałam, że takie tylko w bajkach występują).
Może i szkoda czasu, i produktów.
Jakby jednak wyszedł smaczny, to o czy bym mogła pisać?


Wszystkiego dobrego na Nowy Rok 2014 dla wszystkich odwiedzających bloga.

Obfitości smacznego chleba, co tam chleba - bułek z masłem.

Zdrowia 

Pasji, oraz poczucia humoru


środa, 4 grudnia 2013

Budapeszt 2013

Zjawiskowy Parlament










Kolejna wyprawa do Budapesztu
Rozbestwiłam się jednak tym razem i postanowiłam pochodzić niekoniecznie po atrakcjach turystycznych.


Na pierwszy rzut poszła Szimpla.
 To klub gdzie można spotkać się, wspólnie spędzić czas. Na pewno nie dla estetów -każdy mebel z innej beczki - trudno opisać, ale atmosfera świetna.
Klub Szimpla w Budapeszcie cieszy się taką popularnością, że otworzono bliźniaczy w Berlinie.Miejsce klimatyczne, zaczarowane.

Następnym punktem programu była wyprawa do Tropicarium  znajdującego się na przedmieściach.
Przy wejściu powitał nas aligator. Ponieważ nie było żadnego przeszklenia ogarnęła mnie ekscytacja pomieszana z lękiem.
Aligator - staliśmy i oczekiwaliśmy aby się ruszył. Dopiero jak zagrzmiało i spadł deszcz mrugnął jednym okiem.

Uśmiech rekina

Prawda, że są zjawiskowe?

W otwartym basenie wewnątrz Tropicarium pływały płaszczki. Specjalnie podpływały do brzegów aby je pogłaskać.


Plac Bohaterów


Budapeszt to przede wszystkim kąpieliska.
Na każdy dzień mieliśmy zaplanowane wejście do innego.
Odwiedziliśmy tylko Kiraly, Dandar i Gellert.
Nieodwołalnie zachwycam się pobytem w tych kąpieliskach.
To nie jest zwykła kąpiel.
Jest to najcudowniejsze spa.
Woda jest nasączona minerałami, a przebywanie w nich uważa się za cudotwórcze - polecane na różne schorzenia.
Samo jednak wylegiwanie się w wodzie o temperaturze 36 stopni, gęstej tak, że człowiek czuje się lekki  jak piórko, działa relaksująco i dobroczynnie.

Obowiązkowo należało też odwiedzić Górę Gellerta.

 Góra ta w przeszłości  cieszyła się złą opinią wśród mieszkańców - uważano, że zbierają się na niej czarownice i odprawiają sabat. Takie opinie były popularne zwłaszcza w okresie kontrreformacji.
 Dziś wpisana jest  na Iiście dziedzictwa UNESCO wraz ze Wzgórzem Zamkowym i promenadami naddunajskimi.
 Jak można więc nie odwiedzić takiego miejsca?
Za każdym razem jak jestem, chętnie się na nią wdrapuję.
Do tego, ma specyficzny mikroklimat - na południowym stoku warunki przypominają kraje takie jak Maroko lub Tunezja (wysokie temperatury, duże nasłonecznienie), na stoku północnym kraje skandynawskie (brak światła słonecznego).