sobota, 25 grudnia 2010

Święta, święta

Dyzio sam nie wie czy lubi święta, czy też niekoniecznie.

W Wigilię Dyzio dostał świeżo zakupioną, związaną sznurkiem, choinkę do ubrania.

Grube drzewko.
Dorodne u postawy.
A jak kończyła się podstawa, to i choinka się kończyła.
Z jednej strony brak gałązek(pewnie rosła koło jakiegoś drzewnego Bossa i z tej strony w ogóle nie urosły gałązki), na dodatek jak się ją postawiło prosto, to była zupełnie krzywa.
Drzewko w konkursie na najpiękniejszą pewnie dostałoby mało zaszczytną pozycję ostatnią.

Dyzio sam do najdoskonalszych nie należy więc znając te bóle, postanowił zaopiekować się drzewkiem na tyle, na ile mógł.

Przyniósł wysoką, dużą donicę. Korzystając z nagromadzonych na, słynny już strumień kamieni, ustawił świerczek tak krzywo, aby wydawał się prosty.
Strona bez gałązek została umieszczona przy firankach, czubek podwyższony, choinka ustrojona.

Stoi teraz, taka wypasiona, gruba, dorodna - symbol dostojeństwa , dostatku i dobrobytu.
Dyzio jest bardzo zadowolony ze swojej Bożonarodzeniowej Choinki.

Pod taką choinką zdarzyło się Dyziowi wypatrzeć super wypasione prezenty dla siebie.

Jednym z nich był nożyk kuchenny zwany Pikutkiem .
"Nieładne to to, niezgrabne, w ogóle brzydkie jak siódme nieszczęście i wstyd się z czymś takim afiszować."

Gdyby nie to, że prezent dla Dyzia przygotowała osoba zupełnie wyjątkowa, to pewnie nożyk wylądowałby w szufladzie kuchennej na długi czas.
Dyzio został poinstruowany, że nożyk ten wyprodukowała słynna firma, co to słynie głównie z produkcji scyzoryków.
Dyzio ma różne noże, ładniejsze, brzydsze, ulubione, posegregowane do określonego zakresu czynności.
Zmierzył wiec brzydki nożyk krytycznym okiem.
Ciekawość jest jednak cechą charakterystyczną Dyzia więc postanowił zmierzyć się z nożykiem w kuchni.
Wziął w ręce pięknego, czerwonego, dorodnego, pachnącego latem pomidora.
Przystąpił do krojenia.
Razem z pomidorem Dyzio ukroił sobie pół paznokcia razem z wierzchnią częścią palca, do krwi.

Skąd mógł wiedzieć, że "niepozorny malec to istna bestia i jedno z najbardziej uniwersalnych narzędzi z jakimi ma się do czynienia w kuchni. Rżnie wszystko wokół jak opętany. Przy pracy ma się wrażenie jakby to była mała piła łańcuchowa a nie stała klinga".

Dyzio jest teraz pokarany za niedowiarstwo. Ma zerżnięte pół paznokcia i jest jednocześnie nieszczęśliwy i zdumiony możliwościami czegoś tak brzydkiego i niewyględnego jak Pikutek.

Dyzio już się cieszy, że cały przyszły rok będzie jednym wielkim zaskoczeniem na plus.

Życzenia

Wszystkiego najlepszego


Wszystkim odwiedzającym bloga

wtorek, 21 grudnia 2010

Autor tekstów

Przeczytałam dziś piękny artykuł.
Taki mądry, wzruszający, dobry.
Łzy stają w oczach.
Stały, dopóki nie ujrzały autora tekstu.

Niestety znam autora.

Gdyby całość tego zła, które opisuje ów jako zachowanie naganne, umieścić w nim, to jeszcze zostałby zapas na to, co nadzwyczajne.
Nie mogę pojąc rozdwojenia niektórych osób.


Czyta się za to, całkiem nieźle.

Świat realny nie pozwala mi w pełni przeżywać świata stworzonego przez innych.

niedziela, 19 grudnia 2010

Neuschwanstein czli poczuj sie jak Gość






Kilkanaście lat temu, posiadając małe dzieci, postanowiliśmy z Wybitnym zrobić im frajdę i zawieźć do zamku szalonego Ludwika II Bawarskiego.
Zamek ten jest pierwowzorem dla zamku w Disneylandzie oraz logo na jego filmach.

Zamków właściwie jest trzy(taki był twórczy ten władca), ale zdecydowanie najpiękniejszy jest ten Neuschwanstein

Zajechaliśmy tam wczesną wiosną. Nabrzmiałe pączki liści
w szalonym tempie rozwijały się i sprawiały, że zieleniło się świeżą, czyściutką niewinnością.
Zamek położony jest na urwistej skale. Trzeba się zmęczyć, aby dotrzeć na górę.Pewnie jest to z pół godziny wdrapywania się.
Obchodząc miejsca wybrane(niestety, zamek jak co roku okresowo był w remoncie i część miejsc była niedostępna) zachwycaliśmy się pięknem budowli i rozległego cudnego krajobrazu.
Piękny widok roztacza się z mostu Marii.


Autor zdj. Anton Gluschenko (prawdopodobnie zrobił to zdjecie z helikoptera)



U podnóża zamku został Wybitny. Zmęczony jazdą zamówił sobie kawę.
Wracam z dziećmi z wycieczki na górę a tu siedzi przy okrągłym stoliku na którym stoi imbryk z gorącą pachnącą kawą.
Delektuje się urodą otoczenia, pięknym aromatem świeżo parzonej kawy. Siedzi rozluźniony i widać, że czuje się jak Pan Świata. Przysiedliśmy się szybko wymęczeni zwiedzaniem.
Też chcieliśmy się tak poczuć.

Marzenie nasze zostało zrealizowane szybciej niż się spodziewaliśmy.
Dostaliśmy rachunek.

Do dziś śmiejemy się, że nigdzie i nigdy więcej takiej ekskluzywnej kawy nie piliśmy.

P.S. Wszystkie zdjęcia z sieci

środa, 15 grudnia 2010

Zazdrość

Idę nocą po mieście. Zimno, śnieżno, wieje.
Idę drogą główną i spostrzegam w oddali coś czarnego walającego się w zaspach.
Pierwsza myśl- człowiek, druga - na pewno nie.
Pewnie ktoś wyrzucił worek ze śmieciami, korzystając z ciemności.
Idę przed siebie ze wzrokiem utkwionym w czerń.

Droga ma rozgałęzienia, różne boczne uliczki, którymi idąc można znów dotrzeć na główną.
Widzę ludzi skręcających w nie.
Jestem coraz bliżej obiektu obserwacji.
To młody, obcy mężczyzna. Leży w samym swetrze w zaspach śniegu.
Podchodzę.
Sprawdzam. Oddycha. Trącam go i mówię żeby wstał.
Podnosi rękę w geście bicia, ale nie ma siły i ręka opada.
Szarpię go.
Nie czuć alkoholu. Otwiera oczy, ale jest bez czucia ani świadomości - leży rozciągnięty jakby to było upalne lato.
Mówię do niego aby wstał, bo zamarznie.
Powtarzam.
Niedaleko jest dworzec, na którym jest ciepło.
Rusza się.
Wygląda na to , że pójdzie.
Idę dalej.
Oglądam się.
Facet znowu się położył.
Ludzie skrupulatnie skręcają w boczne dróżki.
Dzwonię pod 112
Stoję na torowisku, muszę zejść, bo coś nadjeżdża.
Widzę katem oka następne osoby skręcające w boczną dróżkę.
Niemożliwe.
W oddali zobaczyłam radiowóz.
Wychodzę na środek drogi, macham rękami.
Mam nadzieję, że gratka wlepienia mi mandatu, skłoni policjantów do podjechania.
Skłoniła.
Panowie podjechali, uchylili okno .
Stoję na środku drogi obok radiowozu i tłumaczę, że leży człowiek na poboczu i trzeba mu pomóc.
Panowie na to:
-Nazwisko?
-Nie wiem, przecież go nie znam.
-Pani nazwisko
-Imię
-Data urodzenia.
Przebieram z nogi na nogę, wiatr duje. Z samochodu sączy miła muzyczka.
-Miejsce zamieszkania.
-Dokumencik proszę
- Nie mam.
-Zajmiecie się nim?
-Zajmiemy.
Poszłam swoja drogą.


Przyszła mi jednak refleksja.
Zazdroszczę innym.
Jak ja bym chciała zawsze widzieć kątem oka tylko worek i skręcić w boczną, jak inni.
Nie zbliżać się, nie brać odpowiedzialności za los drugiego. Nie obciążać swojej głowy cudzą niedolą.
Być spokojną i narzekać w cieple, jaki to świat jest nieczuły.
Przecież płacę podatki i ktoś powinien się tymi nieszczęśnikami zająć (w domyśle: aby ich nie było widać - to takie nieestetyczne).

Niestety.
Jestem toporna, odporna.
Zawsze muszę ratować, wstawiać się, bronić.
Po co?
Spalam się energetycznie.
A świata i tak nie naprawię.

piątek, 3 grudnia 2010

Dyzia przygody z pojazdem

Dyzio w rożnych sytuacjach związanych z samochodem uczestniczył.
W zasadzie wydawało się mu, że niewiele może go zaskoczyć.

Taki na przykład zamek.
Potrafi zamarznąć. Zwykle zamarza tak, że nie można otworzyć .
Dyzio sobie swego czasu myślał, że to jedna z gorszych rzeczy jaka może go spotkać.
Tak stać na mrozie jak nieszczęśnik i nie móc ruszyć z miejsca.
Ostatnio jednak Dyzio zweryfikował poglądy.

W ostatnich dniach Dyzio korzystał ze swojego ulubionego autka.
Zadymka, śnieg prosto w oczy. Samochody jeden za drugim(50), z przeciwka duży ruch.
Po włączeniu się do ruchu okazało się, że lampka na górze się świeci.
Co się dzieje?
Prawdopodobnie drzwi niedomknięte.
Dyzio uchyla drzwi i kłapie nimi.
One nic.
Jak były niedomknięte, tak są.

Dyzio trzyma więc drzwi lewą ręką, wycieraczki pozamarzały, niewiele widać, ale prosto jechać się da.
Jedziemy.
Na światłach Dyzio postanowił przymusić drzwi do zamknięcia. Wysiadł.
Ponieważ ciekawość jest wybitną cecha u Dyzia , postanowił sprawdzić, czy drugie drzwi działają?

Otworzył.
Niestety już nie zamknął.
Wypsikał jakieś resztki odmrażacza, zakładając, że na pewno sobie poradzi.
Ruszył w drogę
Skręca w prawo - otwierają się lewe drzwi, skręca w lewo - odwrotnie.

Furorę w emocjach robi jednak hamowanie - otwierają się oba drzwi.

Jedzie więc sobie Dyzio 20/h dzieląc uwagę między drogę, oraz obserwując w jakim stanie są drzwi(otwarte, czy nie), aby przeciwdziałać nieszczęściom.

Wygimnastykowany emocjonalnie i fizycznie Dyzio ujrzał wreszcie sklep motoryzacyjny.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Dyzio marzyciel i zima na kołach

Jeździ się dziś nieszczególnie.

Musiałam przypomnieć sobie zasady poruszania się zimą.

Chciałam zawrócić na mieście. Za najbezpieczniejszą opcję uznałam zjazd w poboczną, tam powrót i na główną.
Samochód jest duży, koła kręcą się w miejscu.
Zapomniałam, że tu jest minimalnie pod górkę.
Trzeba zgrać czas manewru(luka na drodze) i możliwości auta. Dodasz gazu, to gdy koła załapią- wystrzelisz na główną, albo zakręcisz się w miejscu - gdy przyczepność będzie miało jedno koło.
Ponieważ był spory ruch, to rozkołysawszy auto wpasowałam się między samochody, które dopiero co się minęły.

To nie koniec.
Załatwiwszy wszystko co było do załatwienia, chcąc uniknąć ryzykownego zawracania, postanowiłam skorzystać ze skrótu. Nieraz ten skrót pokonywałam - droga w koleinach, ale przecież jest mróz - założyłam, że zamarzło.
Co Dyzio postanowił, to wprowadził w czyn. Zapowiadało się nieźle - droga równo biała.
Wjechałam
Zorientowałam się, że samochód się zapada w błoto. Dużo, o wiele za dużo. Oczyma wyobraźni zobaczyłam jak na mnie patrzą gdy ciężki sprzęt budowlany wyciąga mnie z tego błota.
Mobilizacja.
Zwiększyłam gaz, wyprostowałam koła i wszystkimi siłami duchowymi wspomagałam dzielny pojazd.
Jadę.
Jadę mimo wszystko.
Czuję jak trę podwoziem po ziemi.
Zwiększyłam gaz i koniec. Koła kręciły się w miejscu. Samochód niemalże na wjeździe na utwardzoną powierzchnię, utknął.

Dyzio Marzyciel podłożył pod koła na które jest napęd, kartony(szczęśliwie coś było na pace) i ruszył żebrać o wsparcie.
Dwóch silnych mężczyzn, którzy się pojawili ochoczo przystąpiło do pchania autka.
Oczywiście najpierw musieli się zapytać, po co się na ten skrót pchałam. Spojrzeli z powątpiewaniem, czy sobie poradzę?

Po wymianie zdań odpaliłam auto i fru - szczęśliwa znalazłam się na utwardzonej nawierzchni.
Co z tego, że pod prąd?

Pomachałam wybawcom i pomknęłam drogą( przecież dopiero co cudem ocalona, nie będę zawracać na wąziutkiej drodze).

niedziela, 28 listopada 2010

Samowystarczalność

Wydawałoby się, że nie ma na świecie bardziej pożądanej cechy niż samowystarczalność.

Lubimy być samodzielni.
Lubimy nie potrzebować niczyjej łaski.
Lubimy swoje życie mieć dla siebie i nie usługiwać innym.

Taak
Marzymy o takim stanie rzeczy. Zastanawiamy się jak byłoby fajnie nie mieć moralnych zobowiązań względem innych.

Jak mamy wyjątkowo mało szczęścia, to te marzenia nam się spełniają.

Spokojnie możemy wszystko i wszystkich mieć w nosie.
Rozporządzać swoim czasem według własnego widzimisię. Spać do 16tej, zapomnieć o bliskich, dbać tylko o siebie.
Ponieważ inni nie są nam do niczego potrzebni, nie musimy uśmiechać się ani ich lubić.
Nie ma nikogo kto zdyscyplinowałby nasze egoizmy, więc rozrastają się jak monstra.
Czas leci.
Czegoś nam jednak brakuje.
Zaczynamy być sfrustrowani i wpadamy w wielkie jezioro niepotrzebności, nieprzydatności.

Coraz bardziej uświadamiamy sobie, że przypominamy (bez względu na metrykę) zgryźliwych starców, co to są podobno szczytowym osiągnięciem szatana.



czwartek, 25 listopada 2010

Jeśliby Bóg

Jeśliby Bóg zapomniał przez
chwilę, że jestem marionetką
i podarował mi odrobinę życia,
wykorzystałbym ten czas najlepiej
jak potrafię.

Prawdopodobnie nie powiedziałbym
wszystkiego, o czym
myślę, ale na pewno przemyślałbym
wszystko, co powiedziałem.
Oceniałbym rzeczy nie ze
względu na ich wartość, ale na
ich znaczenie.

Spałbym mało, śniłbym więcej,
wiem, że w każdej minucie z
zamkniętymi oczami tracimy
60
sekund światła. Szedłbym,
kiedy inni się zatrzymują,
budziłbym się,
kiedy inni śpią.

Gdyby Bóg podarował mi
odrobinę życia, ubrałbym się prosto,
rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając
nie tylko me ciało, ale moją
duszę.

Przekonywałbym ludzi, jak
bardzo są w błędzie myśląc, że nie
warto się zakochać na starość.
Nie wiedzą bowiem, że starzeją
się właśnie dlatego, iż unikają miłości!

Dziecku przyprawiłbym skrzydła,
ale zabrałbym mu je, gdy
tylko nauczy się latać samodzielnie.

Osobom w podeszłym wieku
powiedziałbym,
że śmierć nie
przychodzi wraz ze starością, lecz
z zapomnieniem (opuszczeniem).

Tylu rzeczy nauczyłem się od
was, ludzi... Nauczyłem się, że
wszyscy chcą żyć na wierzchołku
góry, zapominając, że prawdziwe
szczęście kryje się w samym

sposobie wspinania się na górę.
Nauczyłem się,
że kiedy nowo
narodzone dziecko chwyta swoją
maleńką dłonią po raz pierwszy
palec swego ojca, trzyma się go
już zawsze.

Nauczyłem się, że człowiek ma
prawo patrzeć na drugiego z
góry tylko wówczas, kiedy chce mu
pomóc, aby się podniósł.

Jest tyle rzeczy których
mogłem się od was nauczyć, ale
w rzeczywistości na niewiele się
one przydadzą, gdyż, kiedy mnie
włożą do trumny; nie będę już żył.

Mów zawsze,
co czujesz,
i czyń, co myślisz.
Gdybym wiedział, że dzisiaj po
raz ostatni zobaczę cię śpiącego,
objąłbym cię mocno i modliłbym
się do Pana, by pozwolił mi być
twoim aniołem stróżem.
Gdybym wiedział, że są to
ostatnie minuty; kiedy cię widzę,

powiedziałbym "kocham cię",
a nie zakładałbym głupio, że
przecież o tym wiesz.

Zawsze jest jakieś jutro i życie
daje nam możliwość zrobienia
dobrego uczynku, ale jeśli się
mylę, i dzisiaj jest wszystkim, co mi
pozostaje, chciałbym ci powiedzieć,
jak bardzo cię kocham i że
nigdy cię nie zapomnę.

Jutro nie jest zagwarantowane
nikomu, ani młodemu, ani staremu.

Być może, że dzisiaj patrzysz
po raz ostatni na tych, których
kochasz. Dlatego nie zwlekaj, uczyń
to dzisiaj, bo jeśli się okaże,
że nie
doczekasz jutra, będziesz żałował
dnia, w którym zabrakło ci czasu
na jeden uśmiech, na jeden

pocałunek, że byłeś zbyt zajęty; by
przekazać im ostatnie życzenie.
Bądź zawsze blisko tych, których
kochasz, mów im głośno, jak
bardzo ich potrzebujesz, jak ich
kochasz i bądź dla nich dobry,
miej czas, aby im powiedzieć "jak
mi przykro", "przepraszam",
"proszę", "dziękuję" i wszystkie inne
słowa miłości, jakie tylko znasz.

Nikt cię nie będzie pamiętał
za
twoje myśli sekretne. Proś więc
Pana o siłę i mądrość, abyś mógł
je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom

i bliskim, jak bardzo są ci potrzebni.

Prześlij te słowa komu zechcesz.
Jeśli nie zrobisz tego dzisiaj,
jutro będzie takie samo jak wczoraj.
I jeśli tego nie zrobisz nigdy nic
się nie stanie.

Teraz jest czas.

Pozdrawiam i życzę szczęścia! ! ! !

Gabriel Garcia Marquez


list pożegnalny

Gabriel Garcia Marquez,
74-letni, wybitny
pisarz kolumbijski, autor m.in.
słynnej powieści "Sto lat
samotności", laureat literackiej
Nagrody Nobla z 1982 roku
- jest chory na raka limfatycznego.

Pisarz, wycofał się z życia publicznego
i do swoich przyjaciół rozesłał
pożegnalny list,
rozpowszechniany w Internecie.

- Dostałem ten list od przyjaciół
z Chile. Wynika z niego jasno, że
autor chce, aby list został

rozpowszechniony Dlatego
przetłumaczyłem
go
szybko i rozesłałem do
redakcji i osób zajmujących się
Ameryką Łacińską
- powiedział
prof. Zdzisław Jan Ryn z Katedry
Psychiatrii Collegium Medicum UJ,
ambasador RP w Chile
i Boliwii w latach 1991-96.


wtorek, 23 listopada 2010

Wybory samorzadowe - nowe otwarcie

Taak

Wybory samorządowe za nami.
Zaczęła się nowa gra.

Niestety niektórzy nieopatrznie ogłaszali wszem i wobec swoja niechęć do aktualnej władzy.
I co teraz - zwykle władza nie oddaje pola łatwo i się nie zmienia no, i nie zapomina.

Naiwni

Teraz co?
Strach zajrzał im w oczy.
Przecież są albo zależni albo na garnuszku u Władzy, więc co się z nimi, niepokornymi się stanie?
Jedni idą następnego dnia po wyborach pokajać się .
Inni trwożliwie oczekują.

Co władza robi?

Najprościej byłoby wyrzucić na zbity pysk nielojalnych(szkoły, urzędy, komunalna), ale zaraz podniosłaby się wrzawa.
Po co komu wrzawa?
Zostawia się ich, nie awansuje, traktuje jak gorszy sort, niech spokornieją, skruszeją.
Maja 4 lata na poprawę.

Oj, dzieje się

Im dłużej władza trwa na swoich stołkach tym wszyscy lojalniej twierdzą, że jest lepsza - nikt nie ośmieli się podnieść głowy.

Tylko powtórzyć za kabaretem Olgi Lipińskiej:

"Życie wkoło aż się skrzy,
wesoło płyną cudne dni,
po prostu jest już dobrze tak
że tylko nam kłopotów brak

I rym cim ci
I tra la la
Idziemy przez życie w podskokach...."

poniedziałek, 22 listopada 2010

Wyniki wyborów

Czterech do startu.
Zrobili dużo aby przejść. Uzyskali bardzo satysfakcjonujące wyniki, ale radnym został tylko jeden.
Zastanawiam się jak to się stało - jest najbardziej cichy i spokojny. Liderowi inspirującemu resztę z pasją i z kreatywnością taką jakiej każdy mógłby sobie życzyć, zabrakło 3 głosów.
Reszta uplasowała się też świetnie, ale poza poprzeczką.

To jest zadziwiające, bo przeszedł m. inn. muzyk, radny z esbecką przeszłością, stróż w szkole(z listy byłego a jednocześnie aktualnego burmistrza).
Rozejrzałam się jednak po radnych i stwierdzam, że jest parę osób świadomych, którzy mogą zabiegać o interes gminy.
A tymczasem:

niedziela, 21 listopada 2010

Wybory samorzadowe - podsumowanie

Czas byłoby podsumować moje zaangażowanie w wybory.
Moimi faworytami było czterech wspaniałych mężczyzn z założonego przez nich niezależnego komitetu, kandydujących na radnych.

Mam nadzieję, że odniosą sukces wyborczy:)

To ludzie wyjątkowi.
Średnia wieku 35lat. Niezależni mężczyźni z wyższym wykształceniem: dwóch mgr inż.( ta moja słabość do inżynierów:)), jeden radca prawny, jeden mgr zarządzania.
Wszyscy po dobrych warszawskich szkołach wyższych.
Trzech muszkieterów i d'Artagnan :)

Zdarzyło mi się poznać ludzi z błyskiem w oku. Chce się z nimi przebywać. Jak wchodzą to wszyscy czują się na swoim miejscu a obecnym pod wpływem bijącego od nich optymizmu poprawia się nastrój.
Niewątpliwie zarażają pewnością siebie, a do tego są skłonni do żartów i lubią się śmiać.
Spontaniczni, przystępni, optymiści.

Śnię?
Bajdy opowiadam?

Czyż w innym przypadku tyle czasu poświeciłabym na blogu opisując wybory?

Stanowią zespół.
Plakaty, reklamówki wyborcze żadnego z nich nie faworyzowały.

Z tego co się orientuję, podzielili obszar potencjalnych wyborców na cztery rejony i chodzili od domu do domu aby przedstawić siebie i to co chcą dla gminy zrobić, solidarnie polecając wszystkich z zespołu.

Jak to możliwe?
Trzech z nich było zaangażowanych w pracę w skautingu europejskim.

To są tacy ludzie za którymi chce się iść: wykształceni, wiedzą czego chcą, przystojni(jeden jest strażakiem - ci panowie w mundurach:) ).
No cóż.

Ja ich miałam możliwość poznać. Bardzo się z tego cieszę, bo to znajomości z tych uskrzydlających. Mam nadzieję, że nie tylko mnie się spodobali.

Oczywiście dowiedziałam się jak oddać ważny głos i go oddałam.
Nawet jak tym razem nie przejdą, to cieszę się, że ich poznałam.
Czas pokaże co będzie dalej.


Tak przy okazji
W nosie mam to, że i te wybory chcą zawłaszczyć partie polityczne.

Glosowałam na SWOICH, a nie układy i układziki w partiach.

piątek, 19 listopada 2010

Wybory samorządowe - ciekawostki II



Oto jeden z dowcipów
premiera Włoch Silvio Berlusconiego dotyczący wyborów

"Po tym, jak trafiłem do nieba, załatwiłem sobie specjalną wizę do piekła, gdzie zobaczyłem piękne tańczące kobiety i nieustającą zabawę przy suto zastawionym stole. Dlatego poprosiłem o stałe przeniesienie do piekła.
Kiedy jednak dotarłem tam po raz drugi, spotkała mnie chłosta i ciosy od diabłów. Zapytałem: a gdzie kobiety, gdzie zastawiony stół?
Ależ - odpowiedział szatan - to był tylko spot wyborczy.
Pan powinien się na tym znać".

Wybory samorządowe mają wielki plus - w sprzyjających okolicznościach przejdzie znana nam osoba(np. na którą postawiliśmy).

Nie tak jak w prezydenckich, gdzie w zasadzie nie znamy osoby którą partia zaproponowała, a to co słyszymy w mediach, to może być spot wyborczy:)

Inaczej niż w wyborach na posłów i senatorów gdzie bez wzgledu ile jaki kandydat uzyska głosów, przechodzą pierwsi z listy wyborczej: liczy się więc układ w jakim znalazł się wybierany.

Z ciekawostek

Odkryłam zupełnie przypadkiem nowy sposób na fałszowanie wyborów:
Młodemu człowiekowi ktoś zaproponował pieniądze za rozdawanie ludziom lewych kart wyborczych(skreśla się głosy w odosobnieniu, więc można wrzucić więcej kartek niż jedną, a za nieobecnego ktoś podpisuje się).
Chłopak odmówił i rozgłosił sprawę.

A mnie tymczasem opadła szczęka z wrażenia


środa, 17 listopada 2010

Bestia ujarzmiona- Anny Bartuszek

Chciałam dziś opowiedzieć o przeczytanej książce.

Ponieważ jest to mój blog, a u siebie mogę wszystko...


Wspominając lektury takie jak "Madame Bovary"G.Flauberta, "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" M.V.Llosa, czy też "Alicja w krainie czarów" L.Carrolla, zastanawiam się jaka jest prawda o kobietach.

Z tych lektur wynikałoby, że bohaterki szukają czegoś więcej niż to, co oferuje im świat.

Dążą do wytyczonego celu błądząc, kalecząc się, raniąc siebie i bliskich. Towarzyszy im poczucie wiecznego niespełnienia.
Są zdeterminowane, odważne. Idą stanowczo pod prąd, wbrew utartym schematom społecznie akceptowanego zachowania. Wszystko stawiają na jednej szali - choćby miało skończyć się najgorszym.

To są postacie fikcyjne. Dzięki kreacji autora, zaistniały. Pewnie miał on jakieś wzorce które go fascynowały.

Taką osobą wyjątkową która może fascynować, jest autorka proponowanej dziś książki - Anna Bartuszek.

Ania choruje na SM


Brak zgody na to co ją spotyka, teatr jaki urządza innym współpracownikom aby nie połapali się, że może być coś z nią nie tak.
Determinacja z jaką najpierw zaprzecza istnieniu choroby oraz późniejsza stanowczość z jaką podejmuje walkę o pełną sprawność.

To książka pamiętnik .
Nie ma mydlenia oczu, lekkich i łatwych decyzji, i wypowiedzi.
Mamy tu trochę przemiany Alicji .
Wyjście ze świata młodych, pięknych, zdolnych, zdrowych - gdzie w zasadzie idziesz tam gdzie ktoś Cię pokieruje, do świata dojrzałych decyzji i podejmowania odpowiedzialności za jutro (bo musi ćwiczyć ze wszystkich sił aby odzyskać sprawność).

Na naszych oczach rodzi się kobieta silna, która sama chce decydować o swoim życiu.
Kobieta która chce się realizować i dąży do tego mimo wielkich ograniczeń. Nadzieja towarzyszy jej na przekór wszystkiemu, mimo, że kolejne lata z chorobą zmuszają do nieciekawych refleksji.
Żyje z pasją, na przekór, na złość. Z tych silnych emocji czerpie siłę do walki z chorobą.
Łączy w sobie skrajności: kruchość i siłę, uśmiech i łzy.
Bezkompromisowo dąży do celu. Łączy wolę walki, cierpliwość i wytrwałość.

Dla czytelnika jest to lekcja przede wszystkim dotycząca rozpoznawania objawów SM- u, choroby z która walczy Ania.
Lekcja również określania swoich celów, wytrwałości, cierpliwości oraz jednego z najważniejszych -świadomości, ze razem jest łatwiej.

Serdecznie polecam książkę do przeczytania.

To taki odpowiednik poradnika rozwoju osobistego w czasach najtrudniejszych, najcięższych.
Jak najbardziej osobistego

Tak odbieram książkę

niedziela, 14 listopada 2010

Jak sfałszować wybory?

Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam szef naszego klubu" -to mówił ja Jarząbek


Wyborco drogi
To ostatni tydzień kiedy możesz poczuć się jak szef klubu.
Korzystaj co sił:)

Co by tu zrobić, aby radnym został jedynie słuszny obywatel?
Sposoby takie jak przekupowanie idących do urn kiełbasą lub setką niestety odsuwają się w niebyt.
W związku z powyższym wszyscy szczęśliwi i zadowoleni po zagłosowaniu cierpliwie czekają jak też wypadnie ich wybranek.

Nie zdają sobie sprawy, że w mrocznej krainie deszczowców, po zamknięciu urn rozpoczynają się właściwe wybory.

W komisjach zwykle siedzą osoby w jakiś sposób związane z poprzednią władzą(choćby przez umowy o pracę).
Jak im zależy na zatrudnieniu, to w czasie liczenia głosów, osobom niewygodnym się te głosy psuje - np przez skreślenie dodatkowych kandydatów co skutkuje unieważnieniem głosu.
W statystykach wszystko się zgadza - ile osób było, ile zagłosowało(jak i czy dobrze to już inna sprawa).
Między zliczeniem głosów a podaniem do ogólnego systemu też można pod osłona nocy dużo zdziałać.
Zwykle najważniejsze osoby w gminie maja dostęp do pomieszczeń w których przechowywane są głosy. Jakie to stanowi pole do manewru dla zainteresowanych.

Są sposoby wyjścia z takich opresji, ale to co piszę jest zwykle lekceważone.

Oczywiście nie znam wszystkich możliwości wpływania na wynik.

Moim zdaniem jednak powinna być kadencyjność.

piątek, 12 listopada 2010

środa, 10 listopada 2010

Ogrodnik

W moim ogrodzie rośnie brzoza i lipa.
Lipkę posadziłam sama, brzoza przyszła do mnie razem z rododendronem.
Rozsadziłam i jest już duża.
Ogród do wielkich nie należy, w związku z powyższym muszę coś zrobić z rosnącymi drzewami.
Zdecydowałam, że muszę je zdyscyplinować.
Brzoza jest dwupienna(jeden chcę usunąć), lipka sprawia wrażenie, że będzie wyjątkowo dorodnym drzewem.
Lipy się pięknie przycina. Muszę to zrobić.
Zabieram się do tego jak sójka za morze.
Cierpię jak myślę, że będę kaleczyć swoje piękne drzewka.
Odciągam więc realizację tego przedsięwzięcia bo nie mogę się zdecydować.
Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że moja działka jest za mała na takie wielkie drzewa.

Jak jeszcze trochę się opóźnię, będę musiała usunąć je całkowicie.

Na razie zdecydowałam, że zrobię to w lutym(może wtedy nie będą tak cierpieć).

wtorek, 9 listopada 2010

Gry dla dorosłych

Zainwestowałam w GPW

Patrzę dziś i oczom nie wierzę.
Jakbym sprzedała to bym zarobiła.
Jak do tej pory moje doświadczenie z inwestycją w akcje jest niewielkie.
Kupiłam kiedyś obligacje i nabyłam akcje(na szczęście za niewielką sumę).
Do tej pory straciłam 25% z wartości wyjściowej.
Może nie powinnam się za to brać, bo mimo aktualnego zysku(który możne wyparować również) na zero i tak nie wyszłam.
Jest jednak mała adrenalina, ja mam sporo czasu, będę się bawić pieniędzmi(oczywiście swoimi).
Może więcej poczytam, czegoś się dowiem. Będę miała o czym rozmyślać.
A niech tam:)


P.S.
Znalazła się dziewczyna o której pisałam 10.10
Znalazła ją w Niemczech Itaka

poniedziałek, 8 listopada 2010

Wybory samorządowe - ciekawostki

Okazuje się, że wśród kandydatów na radnych znalazł się człowiek który ...współpracował, podpisał itd.

Bardzo interesujące.
Jeszcze w zeszłych wyborach o ewentualnej przynależności mówiło się gdy radnym ktoś już był - wtedy sprawdzano kandydatów.
W związku z powyższym ogół nie wiedział, jak to z radnymi było.
Teraz nadeszły zmiany.
Trzeba wcześniej zadeklarować, co i jak.
Oto efekt - wszyscy mogą przeczytać, że taki a taki współpracował.

Czy coś to zmienia?
Chyba jednak dużo.
Można docenić odwagę delikwenta narażającego się z własnej woli na ostracyzm.
Kłamstwo lustracyjne jednak, mimo pozytywnego wyniku, wyeliminowałoby go z gry.

Musi być pewnym swego, że zdecydował się powiedzieć to wszem i wobec(jest aktualnie radnym).
Czy rzeczywiście?

(( Zastanawiam się co sama bym zrobiła gdyby ktoś przyszedł do mnie i zaszantażował, że dostanę to na czym mi bardzo zależy gdy podpiszę?

Cóż, gdyby chodziło o rodzinę, to kto wie?
Zależy co kto później robi z tym szantażem.))

W sumie może przeszłabym do porządku dziennego z tym panem, gdybym nie uświadomiła sobie iż jego żona zaczęła pracować w gminie nie tak dawno. No i zastanawiam się, czy to,że kiedyś uległ nie sprawia iż teraz też okaże się spolegliwy?

Przypadek drugi
Młody, sympatyczny człowiek - kandydat na radnego.
Jakby ktoś spotkał go na ulicy mógłby troszkę się przestraszyć -wielki, mocno umięśniony z łysą głową.
Do tego rozbrajający dobry uśmiech.
Chłopaka często spotykałam na siłowni - niezwykle sympatyczny, skory do rozmów. Co niedziela u komunii.
Pozory mogą mylić.
Czy nadaje się na radnego?
Nie wiem.
Wzbudza jednak moja sympatię przez swoją odwagę, dyscyplinę i odmienność.

sobota, 6 listopada 2010

Listopadowe piękności


Przecież o tej porze roku przyzwoite clematisy już nie kwitną





Ulubieńcy

Co poradzę na to, ze kogut Leghorn był moim ulubieńcem?

Kogut Leghorn


W sumie nie powinien mi się podobać.
Jest nadęty, dobry ale nie odnosi sukcesów.
Przegrywa.

Ma w sobie jednak niezwykłą żywotność.
Ta skłonność do psot i zabaw.
Poczucie humoru ale i opiekuńczość
Starczy?
Chyba tak, jak dla mnie

piątek, 5 listopada 2010

Pierwsza pomoc medyczna męska

Chodzę do lasu.
Często.
Wróciłam ostatnio i wyczułam jakieś zgrubienie w okolicach łopatki.

Wołam, coby mi kto z domowników powiedział co tam jest?
Po oględzinach padł wyrok

KLESZCZ

W myślach sklęłam gada, że nie mógł sobie znaleźć lepszego miejsca, cobym własnymi siłami go wydłubała.

Na moich panów po rozpoznaniu padł blady strach.
Pobledli, z ciężkim sercem jeden pobiegł do internetu po wieści co się z takim delikwentem robi, drugi zaczął nerwowo szukać pęsety.

Mnie kazali się położyć w oczekiwaniu na pomoc.
Leżę i leżę
Czekam i czekam

Ze spuszczoną głową nadciągnęli obaj.
Stoją nade mną i debatują
Kręcić nie kręcić
Chwycić tak, nie inaczej coby nic nie zostało.
Rozprawiają z której strony, w jakim kierunku, ostrożnie lub mniej.

Po jakimś czasie zapadła decyzja.

Mam się ubrać i do ośrodka, bo oni nie będą ryzykować.

No i dla mnie to było za wiele.
Podnoszę głos, że właśnie kleszcz zakaża mnie czymś, a oni każą mi ustawić się w kolejce do zabiegowego!
Już we własnym domu nie można liczyć na pierwszą pomoc!

Poskutkowało.

Został uchwycony i wyciągnięty.

czwartek, 4 listopada 2010

Wybory samorządowe

Wybory samorządowe są wyborami bezpośrednimi.

Znaczy to tyle, że spośród kandydatów na terenie, można wybrać sobie osobę której najbardziej ufamy i na nią głosować.

Gdy takich jak my będzie wielu, ta osoba zwyczajnie będzie naszym reprezentantem w naszej Małej Ojczyźnie.
Będziemy mogli zaangażować się w sprawy społeczności, a do swojego wybranka łatwo pójść z np męską rozmową jakby źle się działo.
Jestem pewna, że przyzwoity człowiek nie zeszmaci się przez kadencję i będzie reagował na interwencje.

Trzeba zdawać sobie sprawę, że w gminie rządzi Rada Gminy poprzez głosowanie.
Jeśli Burmistrz chce coś przeforsować, to musi prosić Radę o zgodę. Jest głosowanie i dopiero podejmowane są decyzje.
Bez zgody Rady, Burmistrz nic nie zrobi.

Dlatego tak ważne jest aby w Radzie zasiadali przyzwoici ludzie.
A my możemy mieć na to wpływ.

Jest to realny wybór.
Nie wierzę, że nie ma na kogo głosować.
Zawsze jest ktoś porządny wśród kandydatów.

Trzeba się wysilić i poznać swoich reprezentantów.

Trzeba mieć odwagę i go poprzeć.

Z tego co wiem, aby przygotować się porządnie na sesję Rady(na której odbywają się głosowania nad projektami) trzeba poświecić cały wieczór aby przejrzeć dokumenty.
Weźmy to sobie do serca - bo potrzeba nam ludzi światłych, którzy będą wiedzieli o czym pisze się w dokumentach.

Nie głosujmy bo ktoś ładny, biedny, zasłużony w zupełnie inny sposób dla Gminy.

Tu potrzebni są ludzie z charakterem, którzy nie tylko będą mieli śmiałość, ale też będą w stanie rozróżnić co jest korzystniejsze w skali długich lat dla całej społeczności.

Trzeba dowiedzieć się również na ilu kandydatów i w jaki sposób można głosować.

Czasem pasuje nam dwóch czy trzech niezależnych kandydatów, którzy są np na jednej liście.

Jakie jest optymalne nasze zachowanie aby właśnie oni przeszli - to naprawdę nie jest wcale proste w świetle przepisów, a popełniając idiotyczny błąd możemy spalić własne głosy.

Przestańmy wreszcie narzekać
Mamy szansę się wykazać

Iskra

Stambuł przy zapadającym zmierzchu . Kawiarenka nad Bosforem .
Ja ze znajomymi na kolacji.

Poproszona zostałam do tańca przez jednego z gości.
Tango.
Rytm, dźwięk i odczuwalna jedność.
Taniec zmysłowy, w którym się zatracasz.
Widzisz rozszerzone źrenice osoby.
Bardziej wyczuwasz dźwięk jako drgania do których masz się dostosować aby współgrać z nimi niż dobiegające decybele.

Nie wiem jak to się stało, ale nagle staliśmy się jednością.
Nie znając się wcześniej nagle zaistniało coś, co sprawiło, że gra pomiędzy nami skupiła nasza uwagę niemalże do zapamiętania się.

Taniec do utraty tchu.
Przestaje istnieć świat wokół i jedynym pragnieniem jakie posiadasz jest aby ta chwila nigdy się nie skończyła.

Orient, wschodzące gwiazdy na niebie i coś niewytłumaczalnego co rozgrywa się między dwojgiem obcych sobie ludzi.

Ucichła muzyka.
Zdyszani, zmęczeni usłyszeliśmy brawa - pierwszy i jedyny raz w życiu.

Zostałam odprowadzona do znajomych. Okazało się, że byliśmy jedyną parą na parkiecie.

Wylatywaliśmy do domu za parę godzin.
Nigdy tego człowieka nie spotkałam więcej.

poniedziałek, 11 października 2010

Oskar i pani Róża

Przeczytałam piękną książkę skierowaną do dzieci dużych i małych: "Oskar i pani Róża" (fr. Oscar et la dame Rose) – książka autorstwa Érica-Emmanuela Schmitta z 2002 roku, opowiadająca o chłopcu chorującym na białaczkę. ...
Tyle mądrości skierowanych ku najmłodszym i tych co tak się czują
Oto parę cytatów




......] życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.



.Bo są dwa rodzaje bólu, Oskarku. Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe. Cierpienie fizyczne się znosi. Cierpienie duchowe się wybiera.



..Myśli, których się nie zdradza, ciążą nam, zagnieżdżają się, paraliżują nas, nie dopuszczają nowych i w końcu zaczynają gnić. Staniesz się składem starych śmierdzących myśli, jeśli ich nie wypowiesz.



Im więcej dostajesz po buzi, tym więcej możesz wytrzymać.



Najciekawsze pytania wciąż pozostają pytaniami. Kryją w sobie tajemnicę. Do każdej odpowiedzi trzeba dodać ‘być może’. Tylko na nieciekawe pytania można udzielić ostatecznych odpowiedzi.



[...] codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.

niedziela, 10 października 2010

Rewelacyjna praca

Ponieważ jest jesień, a o tej porze roku podejmuje się tematy odkładane na półkę kiedy indziej...

W mojej cudnej miejscowości zaginęła ładna 18latka.
Szukają jej rodzice na wszelkie możliwe sposoby.

Koleżanki dziewczyny opowiedziały, że chwaliła się, iż dostała ofertę świetnej pracy.
Kelnerka - ponoć miała zarabiać 1 tys. na tydzień.

Dziewczyna w biały dzień wsiadła z ledwo poznanymi mężczyznami do samochodu i już drugi miesiąc upływa rodzicom na poszukiwaniach.

Szuka jej rodzina, znajomi, policja, fundacja Itaka.
Podobno jest gdzieś we Francji, a do rodziców przychodzą pogróżki, że jak się będą interesować to spalą im dom.
Zagrożony jest również brat.

Oczywiście nie musiałam tego pisać na blogu - są przyjemniejsze tematy.
Ginie jednak bardzo wielu ludzi w Polsce - inf. z Itaki.
Warto uświadomić sobie, że takie wiadomości nie są z księżyca.

To może się wydarzyć wszędzie.

Warto zostawiać bliskim informację gdzie się wybieramy, kiedy możemy wrócić.
Szybka reakcja to podstawa przy takich poszukiwaniach.

Parę lat temu byłam na spotkaniu z reżyserem Franco De Peny twórcy filmu "Masz na imię Justine".
Opowiadał jak zbierał materiały do filmu - wejść w to środowisko to naprawdę niebezpieczne zajęcie.
Sam film jest przerażający.
Najbardziej zaskoczyło mnie to, że nawet cwane, bystre dziewczyny nie dadzą sobie rady gdy wpadną w sidła takiej grupy. Nie mają najmniejszych szans.
Jest trochę filmów o tej tematyce.
To trochę informacji na ten temat:

Autor: Marcin Kube Przedstawienie zjawiska handlu ludźmi w filmach i serialach

piątek, 8 października 2010

Pomnik dla Anety Krawczyk

Jak chciałabym aby rzucone hasło było głupie, obcesowe, obrzydliwe.
Bezpodstawne.
Chciałabym, aby nie zdarzały się takie historie jak u pani Anety.

Co za bzdury opowiadam? Przecież to osoba, która każde dziecko ma z innym facetem?
To co można podziwiać u Takiej?

Ano można

ODWAGĘ

Nie wiem czy zrobiła to świadomie, bo tyle musiała się nasłuchać słów cierpkich i podłych.
Od kobiet.
Zwłaszcza .
Tych uważających się za lepsze.
Tych, które nigdy nie stały przed wyborem: albo ulegniesz, albo Twoje dzieci będą głodne.

Nie muszą obawiać się, że np. latami budowały pozycję firmy a teraz stoją na straconej pozycji.
Bezapelacyjnie.
Spełnione żądanie szefa przedłuży agonię, niespełnione - powoduje wylanie z pracy z 3miesiecznym wypowiedzeniem.

Co taka kobieta może zrobić?
W małym środowisku?
Powie głośno - zostanie wyśmiana przez większość.
Będą ja pokazywać palcami
Napiętnowana.
Milczy więc najczęściej.
Swoje upokorzenie połyka razem ze łzami niesprawiedliwości.

Szef natomiast ma się dobrze.
Zatrudni na jej miejsce młodszą, bardziej spolegliwą.

Dlatego należy się pomnik odwadze pani A.Krawczyk.

Abyśmy przestali być skansenem samczych, dominujących zachowań.
Aby takie zachowania były niemożliwe.
Ku pamięci, że tak nie wolno, choćby miało się największą władzę.

piątek, 17 września 2010

Poczekalnia stacji kolejowej










To nie jest pieśń przyszłości.
Tak oto w zwyczajny sposób oczekuje się na pociąg na głównej stacji kolejowej Atocha w Madrycie


Słowo w sprawie róż


Przebywając wiosną w Madrycie przyjemnością zobaczyłam taki obrazek na ulicach (a właściwie między dwoma pasami ruchu).
Posadzone, zadbane(soczysta, świeża zieleń), podlewane kropelkowo dzięki rozciągniętemu wężowi z wodą.
Po prostu piękne.
Jak tu można nie zachwycić się urodą takiego miasta?



środa, 15 września 2010

Żółte róże


Veronique B

To fotografie moich żółtych róż z poprzednich lat.




Ta to Fresja lub Sunny rose. Zdaniem szkółkarza u którego kupiłam to Fresja, ale buszując po internecie mam wątpliwości.
Posadzona niedaleko wejścia kwitła jak oszalała. Był taki czas, że pomyślałam, że to różany chwast i lekceważyłam pielęgnację, ogrodniczo źle ją potraktowałam.
W tej chwili kwitnie jak wszystkie pozostałe, bez tej poprzedniej hojności.
Obraziła się


Bernstein rose (góra i dół)



Yellow garnish rose
To zjawisko to Gloria Dei. Czekam aż powtórzy kwitnienie w tym roku. W każdej fazie rozwoju kwiatu jest piękna. Żółta, na końcówkach różowa, im dojrzalsza tym bardziej różowa:)
Do tego piękny zapach.


wtorek, 14 września 2010

Jesienne róże

Róże mają to do siebie, że potrafią kwitnąć w sprzyjających okolicznościach bardzo długo.
Nie są tak piękne jak latem, ale na razie są wciąż zachwycające.



Niespodziankę zrobiła mi magnolia kwitnąca zwykle na przełomie czerwca i lipca.
Postanowiła jeszcze raz w tym roku, obdarzyć oglądających, swoim pięknem.
Napawam więc oczy.
Czaruję się czarem, urokiem czarodziejskiego drzewka.



niedziela, 12 września 2010

Narcyzm

Narcyz

Staję często przed własna niemocą wyrażenia tego co ważne, co czuję. Jakich słów bym nie użyła są niekompletne, wieloznaczne, nieodpowiednie.

Szczęśliwie istnieją ludzie obdarzeni nieporównywalnie większymi umiejętnościami werbalizacji tego co im w duszy gra.
Czytam i myślę: Skąd on(a)wiedziała, że właśnie tak myślę, że to jest istota tego co czuję?


"Wiara jest nadzieją na wyzwolenie z najcięższego więzienia, w jakie człowiek może zostać wtrącony, z więzienia własnego "ja", z opętania sobą i rozpaczliwego krążenia wokół siebie. Mówię "nadzieją" ponieważ rzeczywiście mało kto z nas z owego więzienia zostaje wyzwolony raz na zawsze i do końca...Niekiedy egotyzm człowieka bywa tak silny, że może w sposób wyrafinowany wchłonąć weń także jego życie religijne.

Prawdziwe nawrócenie zatem nie polega na stwierdzeniu, że istnieje Bóg, ale dopiero na egzystencjalnej realizacji tego odkrycia w taki sposób, że w swoim życiu schodzę z Jego tronu, na którym do tej pory zasiadałem z naiwną arogancją.

Boga potrzebujemy także dlatego, żeby poskromić naszą pokusę osądzania wiary drugiego, pokusę, która rodzi nietolerancję i może prowadzić do usprawiedliwianej religijnie grupowej nienawiści i przemocy. Religijna nietolerancja bywa często przejawem grupowego narcyzmu." Tomas Halik - Drzewo ma jeszcze nadzieję"

środa, 1 września 2010

Czy w górach już jesień?

Kocham jesień.
Nic tego nie zmieni
Lubię jak mży deszcz - taki jak teraz. Lubię jak wieje wiatr.

Siedzę w domu, relaksuję z kubkiem gorącej herbaty z cytryną.
Czytam. Nigdzie się nie spieszę.
W domu ciepło, przytulnie, swojsko

Można celebrować życie rodzinne, spotkania z przyjaciółmi, znajomymi
Upiec placek, po raz kolejny wrócić do ulubionych książek.
Pomyśleć o sobie, swoim życiu, planach.


Później znowu wyjdzie słońce i zacznę pędzić.
Będzie nieprzyzwoicie kolorowo. Feeria zapachów i barw.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Sentymentalne banały?

W sąsiedniej miejscowości na cmentarzu wczoraj powiesił się 22letni chłopak.
Kobieta, która była niemalże świadkiem zamiast próbować go odciąć, pobiegła powiadomić proboszcza.
Okazało się, że był on sympatią dziewczyny tragicznie zmarłej rok temu, pochowanej właśnie tam.
Czy w obliczu rzeczy ostatecznych możemy się odnaleźć?
Czy potrafimy odróżnić co jest ważniejsze?

sobota, 28 sierpnia 2010

Realizacja marzeń

Usłyszałam ostatnio nowatorskie okreslenia marzeń i ich realizacji.

Jest to przywoływanie i zapraszanie Ducha Świętego(wiatr, ptaki, zmiany) do naszego życia.

Bardzo mi się takie dookreślenie spodobało:)

Jest więc coś dobrego w tych marzeniach co snują się po głowie.
Jest coś bardzo dobrego w ich realizacji.

Idę pomarzyć:)

P.S. Prawda jakie to pogańskie?

czwartek, 26 sierpnia 2010

Czy da się ucieć przed Gębą?

Przyprawianie komuś Gęby ma wielkie tradycje.
Weźmy takiego np posła J.Palikota.
No z czym się on kojarzy?
Z czym?
Ależ oczywiście z wibratorem.
Kto takiego człowieka może brać poważnie?
O co jednakże chodziło?

" Był policjant który zgwałcił studentkę.Udawano, że nic się nie stało. A ja pisałem interpelacje, skargi... Bez rezultatu.
Potem zdarzył się kolejny incydent-zmuszanie do seksu oralnego z przykładaniem pistoletu do głowy. Co mogłem zrobić? Napisałem kolejne pismo, interpelację. I znowu nic. Więc uznałem, że konieczny jest spektakl. Wziąłem te dwa gadżety- pistolet i wibrator- jako symbol tego co tam się działo. Poszedłem i pokazałem ludziom " - J.Palikot

Gdyby pani poseł Prządka do której zwracałam się o wsparcie w sprawie refundacji leków na SM miała takiego powera jak J.Palikot - to pewnie leki nowej generacji na tę chorobę byłyby refundowane. Kto jednak zaryzykuje uzyskanie takiej Gęby?

To jak łatwo powierzchownie i krytycznie ocenić innych pokazuje sprawa kota wrzuconego do kosza na śmieci.

Oczywiście jestem przeciwna wrzucaniu jakichkolwiek zwierząt do koszy.

Ja nie wiem co ten kot zrobił, że spotkał go taki los-choć wiem jakie potrafią być dokuczliwe. Kot posiedział chwilę w koszu, nie został uderzony,okaleczony ani zabity.
Jak widać darł się i drapał wystarczająco głośno, że nie tylko ktoś udzielił mu pomocy, ale dotarł do kompromitującego nagrania. Wrzucił do netu, internauci zlokalizowali kobietę i mało co jej nie zlinczowali - musiała dostać ochronę policji.

Cóż można powiedzieć?

Gęba straszna rzecz

środa, 25 sierpnia 2010

Popiół

Wypaliłam się pod wieloma względami.
Może powinnam zastanawiać się na przykład gdzie znajduje się prawdziwa wiara, kościół, religia?
Tylko po co?
Przestaje mnie to interesować.
Kto jest świętszy - czy Ci spod krzyża, czy Ci co chcą ich rozgonić, czy wyznawcy Naszego Dziennika(znam prenumeratorów - bardzo sympatyczni, dobrzy ludzie).
Czy może Wszyscy odpowiedzialni za Kościół w Polsce(z niecierpliwością oczekujący czyjej partii będzie na wierzchu to ją się poprze).

Ja mam czytać Katechizmy,wcielać je w życie - reszta z tego obowiązku jest zwolniona.

Po co mi to?
Toż to zupa w której gotowaniu nie chcę uczestniczyć.
Kto by pomyślał?
Przecież uczestniczyłam swego czasu parę razy w 2tygodniowych surowych Rekolekcjach Ignacjańskich
Pełna żaru, wiary.
Po co dziś to komu?
Wszystko się dewaluuje. Obojętne mi jest kto, co, jak?

Wypaliło się.
Powstał popiół
Mam nadzieję, że rozwieje go wiatr i śladu również nie będzie.

Wolność

Likwiduję firmę - na pewno do końca roku.

Wypaliłam się.
Stałam się wyrobnikiem z własnej woli.
Co będzie?
Gdybym była pracownikiem wylałabym wiadro pomyj na pracodawcę, że nie poznał się na takiej doskonałości( :DDD)
Ponieważ sama decyduję, to dobrze mi tak.
Zwolnię pracownice - staniemy się równe(poza doświadczeniem)

Kto chce, może mi dokuczać ile wlezie.
Nie ma nic bardziej inspirującego jak wściekłość.
Może jeszcze zazdrość - ale tu nie ma pola manewru.

Będę wolna

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

piątek, 20 sierpnia 2010

Mizantrop - człowiek nielubiący innych ludzi

Istnieją na świecie jednostki, które z jakichś przyczyn innych ludzi po prostu nie lubią, pogardzają nimi. Najlepiej je poobserwować jako bohaterów filmu.

W twórczości filmowej mamy dwa takie przykłady: słynny dr House, oraz Boris Yellnikoff z nowego filmu Woodego Allena - "Whatever works "



Nowy film Woodego Allena jest mistrzowskim pokazem tego typu ludzi, z przesłaniem, że cokolwiek byś nie zrobił, cokolwiek by się nie stało, niczego w swej naturze nie zmienisz.

Główny bohater - stary, zgryźliwy, nielubiący nikogo i mający w głębokiej pogardzie ród ludzki jako nie potrafiący mu dotrzymać intelektualnego kroku, otrzymuje dar od losu - pod drzwiami jego domu pojawia się młoda, świeża, piękna dziewczyna i zamieszkuje z nim.
Boris jest wybitnie inteligentny, posiadający dużą wiedzę i widz mimowolnie zaczyna czuć do niego sympatię, ale pierwsze co usłyszy od bohatera to: "jeśli jesteś jednym z tych idiotów, którzy lubią mieć dobre samopoczucie, idź zrobić sobie masaż stóp".

Dziewczyna z jednakową fascynacją i zachwytem patrząca na niego, oraz świat wokół. Czerpiąca przyjemność ze wszystkich przejawów życia.

Obserwacja mizantropa okraszonego pewnymi symptomami manii maniakalno-depresyjnej, wygłaszającego wszem i wobec swoje poglądy na rzeczywistość, przy konfrontacji ze świeżym dziewczęciem zapatrzonym w to monstrum staje się dla widza źródłem śmiesznych sytuacji.
To taki chichot z trzewi - bo jednocześnie widz zastawia się czy może nie widział wokół siebie takich zachowań.

Dziewczę pochodzi z mocno katolickiego południa USA, przesiąkniętego taką "prawdziwie katolicką" moralnością.
Wszystko w tej rodzinie jak ksiądz przykazał - wszelkie rytuały zachowane.
I nagle się sypie za koleją i to jest właśnie przyczyna jej obecności u drzwi Borisa w wielkim mieście jakim jest NY, później jej mamy i ojca.

W dalszych obrazach filmu śledzimy jak anonimowość wielkiego miasta pozwala wyzwolić w bohaterach ich prawdziwą osobowość, potrzeby i pragnienia.

Film trzeba oglądać na luzie, z uśmiechem, mając świadomość, że cokolwiek nie spotka bohaterów to prawdziwej ich natury nie da rady zmienić i najważniejsze jest być szczęśliwym cokolwiek miałoby to znaczyć.

Osobiście się zachwycam.
Prześmieszne dialogi, kontrast i nieuchronność końca które staje się znowu początkiem.

Polecam
Ja obejrzę jeszcze raz - za każdym razem człowiek wychwytuje nowe smaczki i śmieje się od początku do końca.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Wartość

Często staję przed wyzwaniem sprostania cudzym oczekiwaniom.
Dotyczy to osób bliskich, ale również obcych.
Kiedyś bardzo się starałam. Wbrew sobie udowadniałam jaka fajna jestem, mądra,zaradna,szczupła, piękna itd, długo by wymieniać.

Teraz mi się nie chce.
Przestają mnie interesować cudze oczekiwania.
Jestem jaka jestem.
W pewnych dziedzinach mądra, w innych mniej.
Dochodzę do wniosku, że przestaje mi zależeć na cudzej akceptacji.
Zależy mi jedynie abym sama do siebie nie miała żalu i pretensji.
Muszę powiedzieć, że aktualnie czuję się komfortowo.

Wypełniam dobrze wszystkie swoje zobowiązania i jest fajnie.
Uważam, że wiodę pracowite, dobre życie.
Do nikogo nie wyciągam o nic ręki, nic mi się od nikogo nie należało, stwarzałam sama sobie i innym miejsce pracy.
Wszystko co mam zawdzięczam sobie, swoim wyrzeczeniom, swojej pracy.

Czuję się wartościową i mądrą osobą

Nikt i nic nie jest w stanie tego zmienić