sobota, 24 stycznia 2015

Święte procedury

Mam w swoim najbliższym otoczeniu dwie ciężko chore, bliskie osoby.

Chorzy są trudni.
Zapatrzeni w siebie, swoje cierpienie, egoistyczni.
Zbuntowani, targujący się z życiem, smutni. Mają do tych uczuć prawo.
Przebywam z nimi choćby wożąc do szpitala na zbiegi, badania. Czasem czuję jakby cała energia ze mnie uszła. Przychodzi mi takie porównanie - jakby ci chorzy ściągali ze mnie siły.
Może choroby mają taki wpływ na otoczenie?

No i służba zdrowia...
 Sam system pracy  rejestracji w szpitalu jest wyczerpujący dla chorych. Nawet dla zdrowego człowieka.
Każdy tam pracuje, jakby był oddzielnym elementem.
Choć  młodzi ludzie się starają - to nie widać, aby placówka stanowiła zespół ludzi, chcących ulżyć choremu.
Podstawowe rzeczy.
Ktoś, kto pracuje w systemie doskonale wie, jakie wymagania są przy różnych zabiegach.
Nie mogę pojąć dlaczego 80letnich schorowanych ludzi ciąga się po raz kolejny.
I kolejny
I kolejny, bo znowu nie ma jakiegoś papierka.
Czy tak trudno temu schorowanemu człowiekowi tak wyjaśnić, aby nie miał wątpliwości i załatwił wszystko za jednym zamachem?
Trudno pani w rejestracji dopytać się czegoś?
Trudno  podać numer telefonu?
Często proszę aby tłumaczono mi jak chłopu na miedzy.
Topornie i w sposób oczywisty. Nie zależy mi na tym, co też sobie o mnie kto pomyśli.
Jak jadę z kimś coś załatwić - to ma być załatwione.
Przypomina to niestety wyszarpywanie z gardła (przecież wszystko jest tak oczywiste, że nie ma o czym mówić).
Dla kogo oczywiste, dla tego oczywiste.