wtorek, 30 grudnia 2014

Zakochałam się - najpiękniejszy widok świata.

http://www.lasy.gov.pl/informacje/kampanie_i_akcje/zubryonline



To widok polany w Puszczy Białowieskiej  emitowany przez Lasy Państwowe na żywo.

Przyznaję bez bicia, że wchodzę oglądać co się dzieje kiedy tylko mogę:)

Żubry, dziki, sikorki...
Zachwycam się.
Już snuję domysły czy przychodzą wciąż te same zwierzęta, czy też różne grupy?

Jak dla mnie namiastka raju.


Wszystkim zaglądającym czytelnikom życzę:
Wspaniałego 2015 roku.
Aby naszym udziałem stała się nasza własna  namiastka raju.
Do siego 2015 roku.

wtorek, 9 grudnia 2014

Milczenie

Coraz dosadniej odkrywam jak ogromne znaczenie ma dobór  wypowiadanych słów.

Uświadamiam sobie znaczenie milczenia.

Milczeć aby wsłuchać się w innego.

Aby dowiedzieć się czegoś więcej niż to, co już wiem.
Po co?

Wydaje mi się to fascynujące.

środa, 19 listopada 2014

Wybory - wyciągamy wnioski za włoski.

Z punktu widzenia osoby zasiadającej w komisji, nie wydaje mi się aby ktoś celowo sfałszował wybory.
Po zliczeniu głosów, powstaje protokół w 3 egzemplarzach.

 Jeden od razu powieszono w widocznym miejscu w punkcie oddawania głosów.

Drugi dotarł do nas i na jego podstawie wprowadzono dane do systemu.

 Trzeci, razem z kartami wyborczymi pojechał do wglądu dla komisarza wyborczego.
 Poza tym, wyniki wyborów od razu znalazły się na nośniku elektronicznym i zabezpieczono go.

Zastanawiałam się, gdzie ewentualnie mogłaby znaleźć się dziura, nieszczelność. Jedyne co przychodzi mi do głowy - to przezroczysta urna i kamery obserwujące - do wglądu w domach wyborców - powinny ją uszczelnić. Oczywiście - hakerzy mogą też mogą szkodzić.

Jednak wszystkie głosy liczą ludzie.
 W skład komisji wchodzą przedstawiciele różnych komitetów, rywalizujących ze sobą i trudno ich podejrzewać o wspólne mataczenie. Do tego wszystkiego, obecni są obserwatorzy- mężowie zaufania - patrzą oni na ręce komisji.
Trudno byłoby zakombinować na wielką skalę.
 Jak dla mnie jest to mało prawdopodobne.

Całe zamieszanie jakie wynikło z wyborami do sejmików - oczywiście wiąże się z realizacją pomysłu z książeczkami. Sama głosując w pewnym momencie wpadłam w panikę - czy dobrze zagłosowałam - bo może mogę więcej.
 Rzeczywiście logicznym byłoby powtórzenie wyborów tylko do sejmików, choćby przy okazji wyborów prezydenckich.
 Czyja to wina?
Trudno powiedzieć.
Na pewno istnieją ludzie, cały czas obracający się w polityce, którzy wiedzą z doświadczenia różne rzeczy. Np. co może wyniknąć z takiej formy organizacji głosowania - zwłaszcza, że 4 lata temu w województwie mazowieckim też były książeczki i 30% nieważnych kart.

Może ci ludzie byli leniwi, może nie chcieli narażać się komisarzom wyborczym?
 Może myśleli: jakoś to będzie?

 Taka polska, swojska bylejakość.
 Pięta Achillesowa.

Bo u nas nikt nie nagradza za solidne, porządne wykonywanie obowiązków, za własne zdanie, logiczne myślenie.

Tylko za dyspozycyjność, służalczość i podległość, podporządkowanie.

Nie podoba mi się ta awantura, podważanie wiarygodności tylu, tak ciężko pracujących ludzi liczących (w niektórych miejscach) do tej pory głosy.

 Wolałabym aby nastąpiły słuszne, ale bardziej powściągliwe reakcje na zaistniałą sytuację.

Wybory końcówka 2

Wczoraj przed 17 tą zafiniszowaliśmy z komisją wyborczą.
Mam nadzieję, że Komisarz wyborczy przyjmie sprawozdanie z prac komisji i nastąpi koniec.

 Oczywiście wszyscy członkowie komisji pracują zawodowo.

Kolidowało to z opóźniającymi się pracami przy wyborach samorządowych.
Zostałyśmy jednak upomniane przez komisarza, że przystępując do prac, podpisałyśmy glejt, że zobowiązujemy się wziąć nawet 5 dni urlopu, aby uczestniczyć i wywiązać się z podjętej pracy.

No i koniec dyskusji.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Wybory - końcówka

Do domu dotarłam o 8 rano.
Tylko dlatego, że zawiesił się centralny system komputerowy PKW
Komisarz wyborczy zarządził przerwę do 15 -stej.
Teraz, po nieprzespanej nocy jestem w pracy (piszę w przerwie) .
O pietnastej wracam spowrotem do miejskiej komisji.
Nie spłynęły dane do 9 rano z jednego obwodu wyborczego.
Wszystko to będziemy uzupełniać po południu.

wtorek, 11 listopada 2014

Listopadowy zbiór

Odkąd zaczęły się poziomki miałam dylemat?
Czyje one są? Kto może je zjadać?
Ja pielę, podlewam, użyźniam ziemię - a tu przychodzi taki ślimok(ak), wyżera owoc - a dla mnie zostają resztki.
 Co z takimi ślimakami zrobić (aby samemu pojeść owoce)?
Rozsypywałam skorupki jajek - słaby efekt.
Zebrałam więc całe to towarzystwo ślimacze i wyniosłam na drogę - niech idą w świat.
Proszę więc - oto mój późnojesienny zbiór.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Wybory 2014 (3)

Mniej więcej w połowie października odbyło się losowanie numerów list komitetów, oraz składu obwodowych komisji wyborczych.
Losowanie było jawne, kto chciał mógł przyglądać się przebiegowi - i parę osób obserwujących było.
Aby uniknąć jakichkolwiek podejrzeń, do wszystkich losowań używano nowych, świeżych materiałów.
 
Pierwsze z nich odbyło się szybko. Jeśli zaś chodzi o skład obwodowych  komisji (drugie losowanie)  - to już trochę potrwało. Komitety zgłosiły dużo kandydatów - połowę należało odsiać.
Byłam, uczestniczyłam, pracowałam, obserwowałam.
Wraz nie mogę pojąć jak to się stało, że pewne małżeństwo -  mało popularne wśród społeczności - zostało wylosowane   - on do jednej komisji, ona do kolejnej.
To się nazywa szczęście? los?,
Gdyby mnie nie było przy losowaniu - tobym się zastanawiała. No cóż.
Los to los.

W tej chwili pracy specjalnie nia ma, choć dyżury dalej są - na wypadek zdarzeń losowych, wypadków wśród kandydatów.
Panuje spokój.

W moim okręgu wyborczym niektórzy kandydaci na radnych chodzą z wizytą z własnymi ulotkami i rozmawiają ze swoimi ewentualnymi wyborcami. Przedstawiają swoje postulaty, zachęcają do pójścia na wybory. Można ich poznać, porozmawiać.
W mieście pełno plakatów wyborczych. Zdarzają się sytuacje: zrywanie plakatów konkurencji, ewentualnie naklejanie swojego na powieszonych wcześniej.
 Nikt jednak oficjalnie nie zgłosił skargi do nas.

Jak będzie dalej - to się okaże.

poniedziałek, 13 października 2014

Zniknięcie bloga

To nie było za siedmioma górami, rzekami.
Było tu...
Zauważyłam bardzo wysoką aktywność na moim blogu. Sześć razy większą niż zwykle, ale poza oficjalnym licznikiem - licznik wyświetlający się na stronie, tego nie odnotował.
Zaintrygowana postanowiłam dociec - cóż to za nowych wielbicieli z Rosji mam?
Wyklikałam parę interesujących informacji, klikam dalej.
Kliknęłam, błyskawicznie dotarło do mnie, że nie powinnam tego robić. Pozamykałam wszystko.
Za jakiś czas otwieram - wywalił się cały system.
Odłączyłam internet i czekam co się będzie działo.
Oczywiście rzuciłam parę dosadnych epitetów we własnym kierunku.
Czekam.
Pomiędliło, pomiędliło i otrzymałam komunikat, że system Windows nie jest w stanie naprawić błędów.
Kaplica.

Odłączyłam wszystko na noc. Rano zaglądam (bez uruchamiania internetu) - Windows się odpalił.
Z informacją, że działa na pół gwizdka.
Lepsze pół gwizdka niż nic.
Wyłączyłam ponownie - tym razem na dobę.
Wczoraj odpaliłam - działa - wolno - ale...
Odpalam swojego bloga - a tu niespodzianka - nie ma takiego bloga.
Jak to nie ma, jak jest.
Uruchamiam ponownie - ten sam komunikat.
Wywaliło mi bloga z blogosfery.
To ci, ruski specjalista...
Nu pagadzi - pomyślałam.
Dumał, nie dumał - cariom nie budziesz...
Pomyślałam o pomocy, od osoby gramotniejszej niż ja.
Oglądam sobie jednak, oglądam. Odpalam nie istniejący blog - nic.
Pojawił się jednak komunikat od Google - czy usunąłeś swój blog przypadkiem?

W ogóle nie usuwałam swojego bloga..., ale niech będzie, że przypadkiem.
Machina poszła w ruch i i proszę - nowy wpis się smaruje...

Muszę się przyznać, że przyszło mi do głowy - aby nic nie robić.
Jakże można jednak tak niegrzecznie postąpić wobec swoich obserwujących.
Poza tym...
Lubię Rosjan, ale
 żaden ruski (mała litera specjalnie - z braku szacunku do takich działań) nie będzie mi dyktował czy mam mieć bloga, czy też nie.

środa, 8 października 2014

Wybory 2014 (2) strategie Komitetów

Czas natężonej pracy na razie minął.

Zauważyłam pewną różnicę w postępowaniu Pełnomocników Komitetów Wyborczych w zależności od posiadanego doświadczenia.
I tak...
Śnieżynki, niepewne tego - co, jak, gdzie kiedy - przyniosły dokumenty najwcześniej.
Nie kryły się również z ambicjami dotyczącymi najwyższych funkcji - papiery zostały hurtem złożone wszystkie.
 Opozycja w stosunku do aktualnej władzy - dostarczyła papiery w przeddzień końca - słabo oponując na postawione pytanie - czy będą wystawiać kandydata na najwyższe stanowisko.
Zgłosili swoich kandydatów  w (połowa plus jeden) okręgów wyborczych.

 Władza aktualna ma kandydatów ze wszystkich możliwych okręgów wyborczych.  Przynieśli dokumenty późnym wieczorem ostatniego dnia.
Po tylu latach sprawowania władzy łatwo jest o poparcie - zwłaszcza, że etaty w jednostkach administracji, szkołach zależne są od Burmistrza.

Po przyjęciu dokumentów -  teraz będą one jeszcze raz gruntownie weryfikowane.
Sprawdza się np. podpisy poparcia - czy, co jest pokreślone - taki podpis uważa się za nieważny.
Niepełny adres, wiek, osoba spoza terenu - to wszystko dyskwalifikuje podpis poparcia kandydata na radnego
Spisuje się protokoły ile było odrzuconych podpisów i z jakiej przyczyny.
Rozpoczęła się więc żmudna, zwykła robota.

Następny mój dyżur wypada w przyszłym tygodniu -mam nadzieję, że dziewczyny uporają się z większością pracy:DDD

poniedziałek, 6 października 2014

Wybory 2014 (1)

Na nic zdał się komputer.
Trzeba przeglądać przyniesione dokumenty w poszukiwaniu usterek prawnych i na bieżąco wystawiać kwit.
Praktycznie przez 6 godzin miałyśmy zajęcie.
Nic nie da się przyspieszyć.
Muszę przyznać, że trochę mnie to wyczerpało.
Podobno mamy już większość, więc nie wpadam w popłoch przed jutrzejszym dniem.
Coraz większej wprawy nabieram w wychwytywaniu nieścisłości.

Nie jest to jednak jałowe siedzenia na dyżurze jak wcześniej myślałam.

niedziela, 5 października 2014

Wybory 2014

Jak na osobę zaangażowaną społecznie przystało, zgłosiłam swój akces do Miejskiej Komisji Wyborczej.
Zostałam przyjęta.
Jutro i pojutrze mam dyżur. Pojutrze jest pierwszy deadline  (jak dla mnie) tych wyborów.
Z tego co się zorientowałam będzie mnóstwo pracy, bo na razie jest zarejestrowanych 8 osób na 70.
Każdemu trzeba wystawić kwit, że został zarejestrowany (na szczęście jest chociaż ksero - aby zrobić kopię dla nas).
Dziewczyny na razie robią to ręcznie.
A ja jestem leń.
Można by użyć nawet bardziej dosadnego określenia.
Zamierzam zabrać komputer i ewentualnie opracować jakiś w miarę uniwersalny druk spełniający wymogi.
Może jestem zarozumiała?
Muszę najpierw sprawdzić czy nie ma aktywnych druków w PKW.
Byłoby cudnie, choć nie wiadomo jakim sprzętem dysponuje gmina i czy możliwe jest korzystanie z udogodnień tego typu?
 Pożyjemy, zobaczymy.

sobota, 4 października 2014

Tbilisi, Batumi, Kazbek - wędrówki po Gruzji

Sobór Trójcy Świętej w Tbilisi
Aby wyobrazić sobie jak wygląda dziś Tbilisi, należy cofnąć się w czasie o 100 lat.
Było to miasto bogate, rozwijające się, gdzie ludzie ścigali się na urodę swoich posesji, domów. Każdy chciał mieć piękniejszy.
Nadeszła Rewolucja Październikowa.Gruzję włączono do ZSRR. Właścicieli domów wypędzono. Piękne budynki znacjonalizowano. Zamieszkali w nich ludzie niepewni jutra, nie znający się na utrzymywaniu domu. Nie posiadający chęci ani sposobu, aby coś w nich robić. Stan ten trwał prawie 100 lat. Dopiero niedawno rząd gruziński uwłaszczył mieszkańców. Jak wygląda to miasto - nieremontowane od tylu lat?
Cóż - widok tych cudownych budynków w takiej ilości i takim stanie przyprawia o ból serca.
Do tego dochodzi brak infrastruktury turystycznej. Przygnębiające wrażenie.
Z innych ciekawostek...
Gruzini mają zwyczaj stawiać swe pojazdy na całym chodniku. Jak pada deszcz(a nas złapał), trzeba iść ulicą- wyprofilowaną jak przystało. Środkiem drogi jadą samochody, piesi brodzą w spływającej ze wzgórz wodzie idąc bokiem (chodniki robią za parking). 
Gruzja jest naprawdę biedna. Nie ma przemysłu.  
Jedyny zarobek to praca w rozwijającym się sektorze turystycznym (3-4 miesiące w roku), lub handlu. Młodzi ludzie emigrują za pracą.
W Gruzji urodziła się Stalin.
 Również Putin spędził tu dzieciństwo, a jego matka dalej tu przebywa (w skrajnie ubogich  warunkach). 
Jeśli chodzi o słynną gruzińską gościnność - to tylko o niej słyszeliśmy. Najtańsze wino w przeliczeniu na nasze kosztowało w sklepie 19zł - było białe wytrawne, bardzo dobre. Podobno -gdy kupuje się od ludzi - wtedy jest taniej - nic na ten temat nie mogę powiedzieć
Cminda Sameba – prawosławny klasztor położony niedaleko wioski Gergeti w północnej Gruzji, w pobliżu miasteczka Stepancminda. Wizytówka Gruzji. Kobiety obowiązkowo w spódnicy i chuście na głowę, inaczej zostaną wyproszone ze świątyni.



Jeden z uczestników wycieczki . Stoi on w pobliżu klasztoru Cminda Sameba W tle góra Kazbek (powyżej 5000m).


Jaskinia PrometeuszaPrzepiękna pieczara, pełna nacieków krasowych, z podziemną rzeką po której, przy odpowiednim poziomie wody,  pływa się  łódką
 Delfinarium w Batumi. Zachęcam do odwiedzenia.
Na zdjęciu faza końcowa przejażdżki trenera na nosach dwóch delfinów.

czwartek, 2 października 2014

Gruzja - wyprawa po złote runo

Kobieta trzymająca złote runo w ręce - pomnik w Batumi
Złote runo – skóra (wraz z sierścią) mitycznego skrzydlatego, złotego barana Chrysomallosa ) - cel wyprawy Argonautów. Było ono powieszone na dębowym drzewie w gaju Aresa, gdzie pilnował go smok. Zabrał je stamtąd Jazon (za Wikipedią).
To tu, między dwoma pasmami gór Kaukazu, istniała  starożytna Kolchida słynąca z bogactw.
Najpiękniejszy widok na morze Czarne z ogrodu Botanicznego  w Batumi




Wszystkie zdjęcia z Ogrodu Botanicznego w Batumi.
Wiosną  to miejsce pewnie jest jeszcze piękniejsze.
Dużo magnolii z pniami drzew nie dającymi się objąć rekami, różaneczników.
Gdy to wszystko kwitnie - to zapach i uroda miejsca na pewno oszałamiają zwiedzających.







Dziś gruzińskim "Złotym Runem" dla świata są ludzie.
Choćby pochodząca z Kutaisi Katie Melua.




Jedną z pozycji muzyki wysłanej w kosmos było Czakrulo - gruzińska pieśń biesiadna - pewnie odpowiednik polskiego "gorzka wódka....."

wtorek, 2 września 2014

Co nas czeka z upływem lat?

Oglądając dziecięce talenty , możliwości naprawdę młodych ludzi wpadam w bezdenną głębię kompleksów: absolutnie, ani ani, ani krzty, ani na lekarstwo nie odnajduję tegoż w sobie.













 Dramatycznie można by rzec: czas minął
Przychodzi jednak taka starsza pani i całkowicie zmienia pogląd na przyszłe możliwości.
Gdyby ktoś miał kłopot z tłumaczeniem...
Pani w lipcu skończy(ła) 80 lat (ach ten czas leci)
Partner - tancerz stwierdził, że:
"ona może,
 każdy może tak.
Każdy, kto chce tak może"
No i wpadam w zachwyt:)


czwartek, 7 sierpnia 2014

Lekarz- rzemieślnik

Pojechałam odwiedzić bliską osobę do szpitala.
Operacja się skończyła a ja jako najbliższa rodzina skierowałam się do lekarza.
Stuk, stuk do dyżurki.
Pan doktor wyszedł przed gabinet.
Przedstawiłam się, powiedzałam kim jestem dla zoperowanej.
-" Operacja się udała" -  i szybkim krokiem skierował się w głąb korytarza a ja biegnąc za lekarzem pytam o przebieg operacji.
- A mógłby pan doktor powiedzieć coś więcej? - truchtem podążam za Wyrocznią

 - Chora leży na Sali Pooperacyjnej - wskazał ręką i zaraz w niej zniknął.
Stanęłam bezradnie. Mnie tam wejść nie wolno.
Rozglądm sie. Znikąd ratunku.


Zastanawiam się czy to norma takie zachowanie lekarza?
Czy tyle informacji  o najbliższych po ciężkich zabiegach wystarczy?
Może tak.
Co mogłabym zrobić lepiej?
Czy aby dowiedzieć się o stan zdrowia bliskich muszę się specjalnie przygotować, wertować internet, czytać o przebiegu, komplikacjach itd.?(w sensie, że wiem o co pytać?)
Czy ja muszę to wiedzieć?


niedziela, 27 lipca 2014

Lektury

Miewam napady chorobliwego czytelnictwa.
Właśnie wpadłam w ciąg.
Niestety dosłownie.
Nieważne co mam do zrobienia, jak mnie nachodzi, to ważne jest tylko jak zakończy się akurat to co czytam.
Nie, żebym czytała szybko. Raczej wolno.
Sytuacja taka rozwala mi cały porządek dnia, wymyka się spod kontroli. Niech się pali, wali - ja czytam.
Nieraz po takim ciągu obiecywałam sobie poprawę.
Jedyną metodą jest wogóle nie czytać.

Odkryłam JO Nesbo i jego twórczość - jestem przy piątej jego książce (mam apetyt na jedenaście).
Pewnie nie przestanę, dopóki nie wyczytam wszystkich liter z kolejnych powieści.
 Wiadomo, lektura jest to lekka, łatwa i przyjemna.
 W większości akcja kryminałów rozgrywa się w Norwegii.
Norwegia jest dla mnie miejscem szczególnym (w zasadzie nie wiem czemu?).

Byłam w Oslo i czytając powieść, która się tam rozgrywa widzę miejsca w których  się ona toczy
Podoba mi się taki stan. Tak sobie czytam i wychwytuję różne, rzucane mimochodem informacje o zwyczajach, historii, opiniach jakie Norwedzy sami mają o sobie.

Zastanawiam się, na ile mogę opierać swoje opinie, wiedzę  o np. Norwegii, obserwując to, co w swych fikcyjnych przecież  powieściach przedstawia autor?

Pisze ją jednak swojak o swoich. Wiadomo - takim typem książki rządzą określone zasady: zawiązanie, rozwój i zakończenie akcji. W międzyczasie jednak poznajemy bohaterów, którzy tak a nie inaczej zachowują się, wyrażają opinie na różne tematy - bo tak stworzył ich autor - dziecko tej ziemi.

A ja mogę porównać te opinie do mojego widzenia świata.

 Szczęśliwie dotychczas fabuła kończyła się dobrze, tzn główny bohater przeżył (nienawidzę powieści ze złym zakończeniem - mam wtedy ochotę znaleźć i pobić autora - a frustracja spowodowana takim zakończeniem długo pozostaje).

czwartek, 10 lipca 2014

Czyste sumienie

Czyste sumienie to wynalazek diabła (Albert Schweitzer)

 

 Marzy mi się życie w kraju w którym nie przyjdzie mi do głowy strach, że nie uzyskam pomocy medycznej (w jakiejkolwiek chorobie) z powodu możliwości wykorzystania przeciw mnie klauzuli sumienia.

 

Może powie ktoś, że przesadzam, sprawa o której bębni cała Polska zupełnie jest inna...
Pewnie tak.
Pewnie wszyscy mają rację.

W ostateczności jednak, to mnie dotyczy ewentualne cierpienie
Medycyna się rozwija. Może wkrótce będą nowoczesne terapie , wobec których ktoś nabierze wątpliwości moralnych?
Kto wie jaka przed nami przyszłość?


 Jeśli chodzi o kobiety i ich prawa, to akurat mężczyźni wiedzą lepiej co dla nich jest dobre.
Co tam dobre?
Najlepsze.
Zwłaszcza starzy, bez rodzin, dzieci i zobowiązań.
Akurat oni są czystsi niż śnieg i pielęgnują swoje czyste sumienia.
Choćby po cudzych trupach te sumienia wypielęgnowane.



piątek, 20 czerwca 2014

Troki -pierwsza stolica Litwy

Zamek położony jest na jeziorze.Niezwykle urokliwa lokalizacja.
Mapa jeziora i wyspy na której wybudowano twierdzę

Poglądowa makieta wewnątrz zamku



W drodze na Zamek w tym miejscu dają pyszne regionalne - karaimskie jedzenie. Palce lizać:)
Do obrony sprowadzono z Krymu Karaimów - lud  niezwykle waleczny
 Troki są niezwykłe. Woda, piękne otoczenie, turystyczna infrastruktura.
Zaczarowane miejsce- pełne sił przyciągania.
Jeszcze dobrze nie wyjechałam z Trok, a już zrobiło mi się żal.
Chętnie przyjechałbym ponownie.

środa, 18 czerwca 2014

Wilno

Góra Zamkowa
Ok. roku 1323 Giedymin przeniósł swoją siedzibę z Trok do Wilna i prawdopodobnie wzniósł drewniany gród na Górze Zamkowej. W czasie rządów Olgierda nastąpił w 1365 roku najazd Krzyżaków na Wilno podczas którego spłonęła większość zabudowy. Następny najazd Krzyżaków miał miejsce w 1383 r. Po oblężeniu ponownie zdobyli miasto i je spalili. Przełomowym rokiem dla Wilna był rok 1387. Wielki książę litewski i król polski Władysław Jagiełło w tym właśnie roku w konsekwencji zawartej unii z Polską w Krewie w 1385 r. zorganizował w Wilnie uroczystość Chrztu Litwy, oraz w tym samym roku nadał mu prawa miejskie magdeburskie. - za Wikipedią.
No i wiadomo dlaczego Polacy i Litwini chcieli dać łupnia Krzyżakom:)


Wejście na teren Starego Miasta pod Ostrą Bramą
Wizerunek Matki Boskiej Ostrobramskiej - miejsce żywego kultu
Donice z kwiatami w oknach
Pan handlujący kwiatami na hali targowej



Idąc uliczkami Starego Miasta



Widok z Góry Zamkowej na nowoczesne Wilno

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Praga - sztuka obserwowana z ulicy



Wracam jeszcze do Pragi.

Gdybym miała dużo pieniędzy, na pewno bym kupiła w Pradze jakiś szkic.
Bardzo mi się podobały.
Oto mała próbka tego co można podziwiać.
“daj pokojowi szansę” - ściana Johna Lennona
Pomnik ofiar komunizmu -im dalej rzeźba stoi - niknie osoba

Na moście Karola
Witryna sklepowa
Tańczący dom

Witryna sklepowa


niedziela, 8 czerwca 2014

Rodzice



Wczoraj przyszła moja mama i mówi:
-Kwiaty, co to je spryskałaś uschły (więdły, pomyślałam - choroba grzybowa, pryskając swoje spryskałam i jej).
Poczęstowałam ją upieczonym wcześniej plackiem
- Nie lubię twojego placka.

Włożyła palec do doniczki z kwiatkami.
-Jak ich nie podlejesz, to je zniszczysz.

Nieważne, że kipią dorodnym kwieciem - na pewno je zniszczę.

A wszystko to, bo ona jest szczera, mówi zawsze prawdę i działa w moim najlepszym interesie.


piątek, 30 maja 2014

Praga - ten się śmieje, kto się śmieje ostatni



 Polak przebywający w Bohemii czuje się jak po zażyciu pewnej rozweselającej roślinki.
Ciagle ma powód do radości.
Szczerzy zęby niemalże cały czas.

Wsiada do metra i słyszy: ...wystup a nastup...,
każą mu wysiadać na "zastawce" lub "stanice"(tramwaj).

Słucha, że ktoś jest frajerem - podąża za wzrokiem mówiącego , a tu modniś stoi.

Rozgląda się

po okolicy i widzi...


reklama piwa


Miniaturowe książeczki w jednym z antykwariatów
Przed wystawą EXPO



 Zadowoleni z siebie, spacerujemy po zabytkowych uliczkach. W jednym szczególnie urokliwym zakątku z fontanną. postanawiamy odpocząć przy kawie.
Siedzi już tam grupa amerykańskich głodomorów wcinająca o 11 przed południem, obiad.
Niemrawo grzebią sztućcami w talerzach. Cóż - co kraj to obyczaj.
Rozsiadamy sie przy stoliku - zamawiamy kawę.
Zdajemy sobie sprawę, że w centrum ceny są wygórowane, a płacić trzeba nawet za rozsypaną sól, czy powietrze którym się oddycha.
Stwierdzając - bogatemu wszystko wolno- rozpoczynamy delektowaniem się nadzwyczajnymi urokami okolicy.
Po paru minutach pojawia się kelner z zapytaniem, czy może zabrać filiżanki?
Lokal posiada w ofercie pyszne danie obiadowe...
Sięga ręką po filiżanki - na co my z uśmiechem - nie, jeszcze kawa nie wypita.

Siedzimy, relaksujemy się. Słoneczko świeci, ludzie snują si po uliczkach. Oprócz nas i Amerykanów, gości w lokalu pod chmurką nie ma.
Znowu pojawia się kelner.
Wyciąga rękę po filiżanki z nie dopitą kawą. Oferuje pyszne dania obiadowe.
Protestujemy - chcemy dopić swoją kawę. Kelner niechętnie odchodzi z pustymi rękami.
Czujnie się jednak nam przypatruje.
Jedna z Amerykanek uśmiecha się porozumiewawczo.
Dopijamy szybko kawę - prosimy o rachunek.
Kelner po raz kolejny oferuje pyszne dania obiadowe.
Śpiesznie opuszczamy lokal.

Wracając do początku pobytu w Pradze.
Noclegi zamawiałam przez internet płatne w euro.
Zakupiłam w kraju odpowiednią ilość waluty. Po przybyciu, chcę płacić. Recepcjonistka z uśmiechem na to, że oni pobrali już mi z konta należność.
Po powrocie sprawdziłam. Pomijając bankowe przeliczniki było 10% drożej.

Nie ma pobytu bez degustacji kuchni lokalnej.
Wybraliśmy się na późny posiłek. Lokal polecany przez przewodniki.
Wchodzimy.
Wszystko nam się podoba.
Przemiła obsługa.
Pani zapisuje na kartce, ile zapłacimy za kolejne składniki posiłku.
Uznajemy, że nie są to wygórowane ceny.
Marynowane żeberka podane w chlebie przybrane warzywami robą wrażenie.
Ślinianki na ten widok pracują, pyszne piwko zaostrza tym bardziej apetyt.
Zapominamy, że zanim pojawiło się danie pani podeszła i podniosła cenę jednego ze składników o 10%.
Jesteśmy zachwyceni.
Siedzimy, degustujemy, humory poprawiają się.
Jesteśmy pod wrażeniem.
Czas płacić.
Pani podchodzi z ołówkiem w ręku  i liczy.
Liczy...
Spogląda na nas.
Liczy...
Zdążyłam pomyśleć, że mogliby kogoś bardziej gramotnego zatrudnić.
W końcu jest efekt.
30% więcej w stosunku do cen z karteczki :)




czwartek, 29 maja 2014

Praga - zwycięska wojna na piękno

 Zakochałam się bez pamięci w tym mieście.

Może to wiosna?

Może kwiecie, zieleń, ciepło?

Atmosfera?

 Można stać godzinami i wgapiać się w urodę tego miejsca.

Jak już wydaje ci się, że zaliczyłeś  wszystkie atrakcje turystyczne, zobaczyłeś wszystko godne zobaczenia, idziesz więc zrobić sobie powtórkę z rozrywki, to odkrywasz takie kolejne cuda, że szczęka opada i zostaje dłuugo na podłożu.

Zastanawiałam się, jak to się stało, że powstały takie cuda?
Przeczytałam historię Pragi w kilku wersjach - i nic.
Przecież warto byłoby poznać przepis na stworzenie takiego miasta, aby przenieść receptę do Polski.

Po długich poszukiwaniach przybliżyłam się nieco do prawdy.

Czesi upiększali swe miasto w opozycji do Niemców - którzy swego czasu mieli w rękach niemalże cały majątek tego państwa, wszystkie lukratywne posady, fabryki.
 Toczyli oni wojnę na piękno.
Zwycięską.
 Teraz mają nie tylko wolność ale również oszałamiająco olśniewającą stolicę.
Tłumy turystów kłębią się od świtu po głęboką noc przywożąc ze sobą pieniądze - niezbędne aby utrzymać w należytym stanie budowle i place.
 Czesi odcinają  teraz kupony od mądrze zagospodarowanego patriotyzmu.

Hradczany



Most Karola na Wełtawie
Urokliwe uliczki  z kwiatami w oknach
Rynek Staromiejski

Jakżeby mogło być inaczej. Tu, podobnie jak w Paryżu, zakochani przysięgają sobie miłość, symbolicznie zakluczją kłódkę a kluczyk wrzucają do rzeki.
Widok na Hradczany nocą

wtorek, 29 kwietnia 2014

Dama z pieskiem

Siedzę sobie, zajmuję się swoimi sprawami, nagle słyszę:
Oooo, zobacz jak tu ładnie.
Widzisz jak przystrzyżone równiutko?

Zaintrygowana pochwałami i miłym ćwierkającym głosem wyglądam przez okno.

Na moim świeżo wystrzyżonym trawniku stoi dama z pieskiem.

Piesek w jednoznacznej pozycji zbywa się tego co wcześniej zjadł, na mój trawnik.
Słyszę ćwierkanie  dalej:
Ładny piesek.
Następnie dama bierze pieska na ręce, wsiada do pobliskiego auta i znika, zostawiając mnie z nieestetycznie otwartą buzią.

piątek, 25 kwietnia 2014

Worek zmielonej kory

Piękna pogoda sprzyja pracom ogrodowym.
Postanowiłam wypielić ,skosić trawnik.
Lubię pracę w ogrodzie, ale bez przesady.
Kupiłam korę, nie będę się przepracowywać nadto.
Kora została postawiona z brzegu działki w pobliżu drogi, a ja zajęłam sie koszeniem trawnika.
Po zakończeniu wracam, zaczęłam dziabać grządki.
Przyszła mi do głowy myśł:  Tu powinna stać kora. Rozejrzałam się, szukam, rozpytuję, czy ktoś nie przełożył?- Nikt.
Wyparowała, zdematerializowała, zniknęła, unicestwiła.
 Nie ma.
Frustracja.
Niedowierzanie.
Było, ale się zmyło.
Nóg dostało.

Nie jest to wielka strata - więc i zysk niewielki.
Opłacało się jednak ukraść, zafundować sobie drobiazg - extra gratis.

Wściekła jestem na ten zakłamany naród - lecący niemalże na klęczkach do Rzymu na kanonizację. Uchwalający w najwyższych świeckich organach państwowych:
"Sejm Rzeczypospolitej Polskiej wyraża nadzieję, że kanonizacja Ojca Świętego Jana Pawła II będzie dla wszystkich Polaków okazją do radosnego i solidarnego świętowania, a także zachętą do głębszego poznania Jego intelektualnej i duchowej spuścizny oraz do podejmowania i kontynuowania Jego dzieła."

Jednocześnie kłamliwy, złodziejski, wyłudzający przywileje socjalne, migający się od płacenia podatków.

środa, 23 kwietnia 2014

Spacer po lesie

Korzystając z pięknej świątecznej  pogody wybraliśmy się grupą  na spacer do lasu.
 Towarzyszył nam pies.

Drzewa znajdują się w fazie budzenia  z zimowego snu.
Pierwsza, nieskażona, soczyście seledynowa zieleń.
Gdzie niegdzie trochę żółci.
Zawilce wybieliły  dywan między drzewami.

Słoneczko grzało, a my zapuszczaliśmy się coraz głębiej w las.
Rozmowa szła wartko, pies harcował w pobliżu.
Nagle przepadł. Na wołanie  zaskomlił.
Zaczęliśmy szukać.
Pies coraz rozpaczliwiej się odzywał.
Wreszcie ujrzeliśmy go - w dziwnej pozie przy drzewie.
Podchodzimy bliżej, patrzymy co się dzieje?
Wnyki skutecznie unieruchomiły sukę.
Im bardziej się szarpała, chciała wyswobodzić, tym mocniej zaciskał się drut wokół jej ciała.
 Psisko, na szczęście, mądre i posłuszne.
We czworo z trudem ściągaliśmy drut ze zwierzęcia.
Zaciśnięty był tak mocno, że wżarł się aż w ciało - rozciął skórę.
Powolutku, pomalutku uspokajając psa, robiąc delikatnie szparę - aby można było wyciągnąc drut - pupil został oswobodzony.
Oszołomiony, z poobcieraną skórą, ale wolny.

Pierwszy raz widziałam zwierzę złapane we wnyki.
Nastawione na zwierzynę leśną.
Bez pomocy ludzkiej nie do oswobodzenia, wyplątania.

piątek, 18 kwietnia 2014

Rzym - ciekawostki

Pieta - Michała Anioła w Bazylice Watykańskiej
 Jak widać - dzieło genialne, niezwykle realistyczne, aż wydaje się niemożliwym, że wykute z kamienia.
Wykonane z marmuru  na zamówienie Kościoła.
Stworzone przez artystę w wieku 24 lat.
 Ciekawe jaką dziś twórca miałby prasę, bo wyrzeźbiona kobieta ma młodszą twarz niż mężczyzna który miał być jej synem?

Oficjalnie Kościół interpretuje młodzieńczą postać Marii tym, że osoba bez grzechu nie starzeje się.

Moim idolem, wzorcem, fascynacją przez długi okres był inny artysta.

Wielki Leonardo da Vinci.

Bękart, gej, trefniś  jednocześnie najdoskonalszy  malarz, rzeźbiarz i architekt, inżynier -  położył podwaliny pod rozwój m.in.  anatomii i aeronautyki, opisał krążenie płynów w organizmie człowieka, projektował broń, studiował fizykę atmosfery i pisał notatki opublikowane później w Traktacie o malarstwie.
 Dzięki swym wybitnym uzdolnieniom i wynalazczości przez wielu uznawany jest za najbardziej wszechstronnie utalentowanego człowieka w historii ludzkości.

Zastanawiam się dlaczego wolę Leonarda - nawet stojąc przed Pietą i podziwiając kunszt rywala?
Obaj panowie się nienawidzili. Każdy uważał się za lepszego - lekceważył drugiego.
Obaj byli genialni.
Może dlatego wolę Leonarda, bo był niezwykle wrażliwy na urodę świata, przyrody?
Może dlatego, że miał skazę? Było skazą w tamtych czasach  takie pochodzenie i skłonności.
Nawet dziś bezpieczniej nie przyznawać się do odmienności, a cóż dopiero wtedy?
Kaplica Świętego Sebastiana w bazylice watykańskiej - miejsce pochówku Jana Pawła II
 Trzeba wiedzieć, że bazylika to rodzaj budowli. W starożytnej Grecji była to budowla urzędowa. W starożytnym Rzymie hala sądowo-targowa. W chrześcijaństwie jest to kościół wielonawowy. Podzielony na 3 części kolumnami, z nawą główną wyższą od naw bocznych, posiadający okna ponad dachami naw bocznych - to istota -te okna.

Wystawa książek do kupienia w księgarni na największym dworcu kolejowym Rzymu - Termini  .Niezwykle miło zobaczyć coś takiego.
Ulubione auta Włochów.




W Rzymie na ok. 2,7 mln. mieszkańców zarejestrowanych jest 3 mln. samochodów. Do tego dochodzą niezliczone ilości skuterów, oraz pojazdy turystów tłumnie odwiedzających stolicę Włoch.
Nie można zapomnieć o autokarach.
Dwie nitki metra rozładowują nieco sytuację.

Włosi kochają swoje auta i bardzo dobrze nimi jeżdżą. Nie używają jednak kierunkowskazów, za to kochają klakson. Można powiedzieć, że Rzym to miasto samochodów i  hałasu.
Zdecydowanie złym pomysłem jest wjeżdżanie do miasta autem.

Miejsca parkingowe są oznaczone trzema kolorami, tylko na jednym kolorze można postawić samochód i iść wykupić bilet parkingowy.
Na porządku dziennym jest odholowywanie przez służby miejskie aut nieprawidłowo postawionych.

Wracając do zwiedzania Watykanu
Idąc w kierunku Bazyliki po drodze jest się nagabywanym przez ludzi, którzy chcą stać się Twoim osobistym cicerone.
Jeśli zna się dobrze obce języki -  można skorzystać.

Wchodząc na teren Bazyliki można wykorzystać inną możliwość - za 5 EUR dostaje się elektroniczny przewodnik po polsku - oddając w zastaw również dokument tożsamości.
 Obejście Bazyliki z tym przewodnikiem trwa ok 1,5 godz.


Z okazji nadchodzących Świąt Wielkanocnych - wszystkiego dobrego dla czytelników bloga.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rzym -Koloseum



 Koloseum - punkt żelazny wizyty w Rzymie.
Wielkie,sprawiające wrażenie.

Budowę rozpoczął cesarz Wespazjan ok. 70 r n.e.
Budowla leży w części na skale, w części na byłym sztucznym jeziorze przed "złotym domem" cesarza Nerona - które to zasypano.
W czasie gdy Wespazjan podjął decyzję o budowie, cesarstwo przeżywało głęboki kryzys. Kasa świeciła pustkami, często wybuchały zamieszki.
Był to również czas  pożarów miasta, zarazy jaka dotknęła i zdziesiątkowała po nich mieszkańców.

Wespazjan doszedł do władzy w wyniku puczu  po zabójstwie Nerona.

Wespazjan, choć utalentowany przywódca, dorobił się na dostawach mułów dla wojska i lud dobrze o tym pamiętał.
Aby wkupić się w jego  łaski  zdecydował się na  ogromne przedsięwzięcie.

 Koloseum miało być i  było  miejscem rozrywki dla ludu, oraz swego rodzaju bezpiecznikiem dla absolutnej władzy jaką sprawował cesarz.

Budowla stanowi wyraz geniuszu budowniczych.
Architektoniczne rozwiązania w niej zastosowane są tak doskonałe, przemyślane i genialnie proste, że nam współczesnym na nic zdają się komputery i inne wspomagacze w projektach - tu nic nie da się ulepszyć.
Dziś wspomagając się tym wzorcem, wszystkie stadiony buduje sięrównież na planie elipsy.
W Koloseum mogło przebywać 50 tys. osób - wyjścia były tak zaprojektowane, że ta masa ludzka mogła opuścić to miejsce w przeciągu 15 minut.
Nawet zaprojektowano specjalne osłony przeciwsłoneczne dla publiczności. Aby rozwijać konstrukcję olbrzymich żagli zacieniających - zatrudniono najzdolniejszych żeglarzy z nad morza.

Usytuowanie budowli na różnych podłożach sprawiło, iż część położona na byłym sztucznym jeziorze nie wytrzymała trzęsień ziemi i uległo nierównomiernie zniszczeniu.


Dojeżdżając do Koloseum

Koloseum - miejsce rozrywki dla Rzymian otworzył po 10 latach budowy syn Wespazjana - Tytus Flawiusz.
Przez 100 dni trwały walki gladiatorów między sobą ku uciesze, rozrywce publiczności.
Zwłaszcza pierwsza walka była znaczącą - dwóch wybitnych gladiatorów prowadziło długą, wyczerpujacą walkę.Obaj byli doskonali w swym fachu.
Zasiadający na trybunach Tytus po paru godzinach przerwał walkę.
Zapadła cisza - wszyscy czekali na wyrok.
Wtedy cesarz ogłosił obu zwycięzcami i przywrócił im wolność.
Tym posunięciem zdobył serca ludu.
Normalnym jednak była walka na śmierć i życie.
 Szacuje się, że przez lata działalności straciło życie na arenie 500 tys. osób

Widok z dołu na Forum Romanum. Widać kawałek Łuku Konstantyna

Via Appia - królowa wszystkich dróg.



Rzymianie wymyślili autostrady -drogi o ściśle określonym podłożu, zbudowane z różnorodnych warstw. Mimo upływu czasu - można dalej po nich się poruszać.Wszędzie gdzie stacjonowało wojsko - budowano właśnie tego rodzaju drogi - aby ułatwić wojskom przemarsze i przewożenie łupów.                   Dlatego mówi się, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.