poniedziałek, 13 października 2014

Zniknięcie bloga

To nie było za siedmioma górami, rzekami.
Było tu...
Zauważyłam bardzo wysoką aktywność na moim blogu. Sześć razy większą niż zwykle, ale poza oficjalnym licznikiem - licznik wyświetlający się na stronie, tego nie odnotował.
Zaintrygowana postanowiłam dociec - cóż to za nowych wielbicieli z Rosji mam?
Wyklikałam parę interesujących informacji, klikam dalej.
Kliknęłam, błyskawicznie dotarło do mnie, że nie powinnam tego robić. Pozamykałam wszystko.
Za jakiś czas otwieram - wywalił się cały system.
Odłączyłam internet i czekam co się będzie działo.
Oczywiście rzuciłam parę dosadnych epitetów we własnym kierunku.
Czekam.
Pomiędliło, pomiędliło i otrzymałam komunikat, że system Windows nie jest w stanie naprawić błędów.
Kaplica.

Odłączyłam wszystko na noc. Rano zaglądam (bez uruchamiania internetu) - Windows się odpalił.
Z informacją, że działa na pół gwizdka.
Lepsze pół gwizdka niż nic.
Wyłączyłam ponownie - tym razem na dobę.
Wczoraj odpaliłam - działa - wolno - ale...
Odpalam swojego bloga - a tu niespodzianka - nie ma takiego bloga.
Jak to nie ma, jak jest.
Uruchamiam ponownie - ten sam komunikat.
Wywaliło mi bloga z blogosfery.
To ci, ruski specjalista...
Nu pagadzi - pomyślałam.
Dumał, nie dumał - cariom nie budziesz...
Pomyślałam o pomocy, od osoby gramotniejszej niż ja.
Oglądam sobie jednak, oglądam. Odpalam nie istniejący blog - nic.
Pojawił się jednak komunikat od Google - czy usunąłeś swój blog przypadkiem?

W ogóle nie usuwałam swojego bloga..., ale niech będzie, że przypadkiem.
Machina poszła w ruch i i proszę - nowy wpis się smaruje...

Muszę się przyznać, że przyszło mi do głowy - aby nic nie robić.
Jakże można jednak tak niegrzecznie postąpić wobec swoich obserwujących.
Poza tym...
Lubię Rosjan, ale
 żaden ruski (mała litera specjalnie - z braku szacunku do takich działań) nie będzie mi dyktował czy mam mieć bloga, czy też nie.

środa, 8 października 2014

Wybory 2014 (2) strategie Komitetów

Czas natężonej pracy na razie minął.

Zauważyłam pewną różnicę w postępowaniu Pełnomocników Komitetów Wyborczych w zależności od posiadanego doświadczenia.
I tak...
Śnieżynki, niepewne tego - co, jak, gdzie kiedy - przyniosły dokumenty najwcześniej.
Nie kryły się również z ambicjami dotyczącymi najwyższych funkcji - papiery zostały hurtem złożone wszystkie.
 Opozycja w stosunku do aktualnej władzy - dostarczyła papiery w przeddzień końca - słabo oponując na postawione pytanie - czy będą wystawiać kandydata na najwyższe stanowisko.
Zgłosili swoich kandydatów  w (połowa plus jeden) okręgów wyborczych.

 Władza aktualna ma kandydatów ze wszystkich możliwych okręgów wyborczych.  Przynieśli dokumenty późnym wieczorem ostatniego dnia.
Po tylu latach sprawowania władzy łatwo jest o poparcie - zwłaszcza, że etaty w jednostkach administracji, szkołach zależne są od Burmistrza.

Po przyjęciu dokumentów -  teraz będą one jeszcze raz gruntownie weryfikowane.
Sprawdza się np. podpisy poparcia - czy, co jest pokreślone - taki podpis uważa się za nieważny.
Niepełny adres, wiek, osoba spoza terenu - to wszystko dyskwalifikuje podpis poparcia kandydata na radnego
Spisuje się protokoły ile było odrzuconych podpisów i z jakiej przyczyny.
Rozpoczęła się więc żmudna, zwykła robota.

Następny mój dyżur wypada w przyszłym tygodniu -mam nadzieję, że dziewczyny uporają się z większością pracy:DDD

poniedziałek, 6 października 2014

Wybory 2014 (1)

Na nic zdał się komputer.
Trzeba przeglądać przyniesione dokumenty w poszukiwaniu usterek prawnych i na bieżąco wystawiać kwit.
Praktycznie przez 6 godzin miałyśmy zajęcie.
Nic nie da się przyspieszyć.
Muszę przyznać, że trochę mnie to wyczerpało.
Podobno mamy już większość, więc nie wpadam w popłoch przed jutrzejszym dniem.
Coraz większej wprawy nabieram w wychwytywaniu nieścisłości.

Nie jest to jednak jałowe siedzenia na dyżurze jak wcześniej myślałam.

niedziela, 5 października 2014

Wybory 2014

Jak na osobę zaangażowaną społecznie przystało, zgłosiłam swój akces do Miejskiej Komisji Wyborczej.
Zostałam przyjęta.
Jutro i pojutrze mam dyżur. Pojutrze jest pierwszy deadline  (jak dla mnie) tych wyborów.
Z tego co się zorientowałam będzie mnóstwo pracy, bo na razie jest zarejestrowanych 8 osób na 70.
Każdemu trzeba wystawić kwit, że został zarejestrowany (na szczęście jest chociaż ksero - aby zrobić kopię dla nas).
Dziewczyny na razie robią to ręcznie.
A ja jestem leń.
Można by użyć nawet bardziej dosadnego określenia.
Zamierzam zabrać komputer i ewentualnie opracować jakiś w miarę uniwersalny druk spełniający wymogi.
Może jestem zarozumiała?
Muszę najpierw sprawdzić czy nie ma aktywnych druków w PKW.
Byłoby cudnie, choć nie wiadomo jakim sprzętem dysponuje gmina i czy możliwe jest korzystanie z udogodnień tego typu?
 Pożyjemy, zobaczymy.

sobota, 4 października 2014

Tbilisi, Batumi, Kazbek - wędrówki po Gruzji

Sobór Trójcy Świętej w Tbilisi
Aby wyobrazić sobie jak wygląda dziś Tbilisi, należy cofnąć się w czasie o 100 lat.
Było to miasto bogate, rozwijające się, gdzie ludzie ścigali się na urodę swoich posesji, domów. Każdy chciał mieć piękniejszy.
Nadeszła Rewolucja Październikowa.Gruzję włączono do ZSRR. Właścicieli domów wypędzono. Piękne budynki znacjonalizowano. Zamieszkali w nich ludzie niepewni jutra, nie znający się na utrzymywaniu domu. Nie posiadający chęci ani sposobu, aby coś w nich robić. Stan ten trwał prawie 100 lat. Dopiero niedawno rząd gruziński uwłaszczył mieszkańców. Jak wygląda to miasto - nieremontowane od tylu lat?
Cóż - widok tych cudownych budynków w takiej ilości i takim stanie przyprawia o ból serca.
Do tego dochodzi brak infrastruktury turystycznej. Przygnębiające wrażenie.
Z innych ciekawostek...
Gruzini mają zwyczaj stawiać swe pojazdy na całym chodniku. Jak pada deszcz(a nas złapał), trzeba iść ulicą- wyprofilowaną jak przystało. Środkiem drogi jadą samochody, piesi brodzą w spływającej ze wzgórz wodzie idąc bokiem (chodniki robią za parking). 
Gruzja jest naprawdę biedna. Nie ma przemysłu.  
Jedyny zarobek to praca w rozwijającym się sektorze turystycznym (3-4 miesiące w roku), lub handlu. Młodzi ludzie emigrują za pracą.
W Gruzji urodziła się Stalin.
 Również Putin spędził tu dzieciństwo, a jego matka dalej tu przebywa (w skrajnie ubogich  warunkach). 
Jeśli chodzi o słynną gruzińską gościnność - to tylko o niej słyszeliśmy. Najtańsze wino w przeliczeniu na nasze kosztowało w sklepie 19zł - było białe wytrawne, bardzo dobre. Podobno -gdy kupuje się od ludzi - wtedy jest taniej - nic na ten temat nie mogę powiedzieć
Cminda Sameba – prawosławny klasztor położony niedaleko wioski Gergeti w północnej Gruzji, w pobliżu miasteczka Stepancminda. Wizytówka Gruzji. Kobiety obowiązkowo w spódnicy i chuście na głowę, inaczej zostaną wyproszone ze świątyni.



Jeden z uczestników wycieczki . Stoi on w pobliżu klasztoru Cminda Sameba W tle góra Kazbek (powyżej 5000m).


Jaskinia PrometeuszaPrzepiękna pieczara, pełna nacieków krasowych, z podziemną rzeką po której, przy odpowiednim poziomie wody,  pływa się  łódką
 Delfinarium w Batumi. Zachęcam do odwiedzenia.
Na zdjęciu faza końcowa przejażdżki trenera na nosach dwóch delfinów.

czwartek, 2 października 2014

Gruzja - wyprawa po złote runo

Kobieta trzymająca złote runo w ręce - pomnik w Batumi
Złote runo – skóra (wraz z sierścią) mitycznego skrzydlatego, złotego barana Chrysomallosa ) - cel wyprawy Argonautów. Było ono powieszone na dębowym drzewie w gaju Aresa, gdzie pilnował go smok. Zabrał je stamtąd Jazon (za Wikipedią).
To tu, między dwoma pasmami gór Kaukazu, istniała  starożytna Kolchida słynąca z bogactw.
Najpiękniejszy widok na morze Czarne z ogrodu Botanicznego  w Batumi




Wszystkie zdjęcia z Ogrodu Botanicznego w Batumi.
Wiosną  to miejsce pewnie jest jeszcze piękniejsze.
Dużo magnolii z pniami drzew nie dającymi się objąć rekami, różaneczników.
Gdy to wszystko kwitnie - to zapach i uroda miejsca na pewno oszałamiają zwiedzających.







Dziś gruzińskim "Złotym Runem" dla świata są ludzie.
Choćby pochodząca z Kutaisi Katie Melua.




Jedną z pozycji muzyki wysłanej w kosmos było Czakrulo - gruzińska pieśń biesiadna - pewnie odpowiednik polskiego "gorzka wódka....."