piątek, 5 listopada 2010

Pierwsza pomoc medyczna męska

Chodzę do lasu.
Często.
Wróciłam ostatnio i wyczułam jakieś zgrubienie w okolicach łopatki.

Wołam, coby mi kto z domowników powiedział co tam jest?
Po oględzinach padł wyrok

KLESZCZ

W myślach sklęłam gada, że nie mógł sobie znaleźć lepszego miejsca, cobym własnymi siłami go wydłubała.

Na moich panów po rozpoznaniu padł blady strach.
Pobledli, z ciężkim sercem jeden pobiegł do internetu po wieści co się z takim delikwentem robi, drugi zaczął nerwowo szukać pęsety.

Mnie kazali się położyć w oczekiwaniu na pomoc.
Leżę i leżę
Czekam i czekam

Ze spuszczoną głową nadciągnęli obaj.
Stoją nade mną i debatują
Kręcić nie kręcić
Chwycić tak, nie inaczej coby nic nie zostało.
Rozprawiają z której strony, w jakim kierunku, ostrożnie lub mniej.

Po jakimś czasie zapadła decyzja.

Mam się ubrać i do ośrodka, bo oni nie będą ryzykować.

No i dla mnie to było za wiele.
Podnoszę głos, że właśnie kleszcz zakaża mnie czymś, a oni każą mi ustawić się w kolejce do zabiegowego!
Już we własnym domu nie można liczyć na pierwszą pomoc!

Poskutkowało.

Został uchwycony i wyciągnięty.

4 komentarze:

  1. No to spieszę pogratulować Twoim mężczyznom.
    Ja wysłałam ojca wraz z kleszczem do zabiegowego, mimo że krzyczał na mnie podobnie jak Ty na swoich domownikow. Nie dałam się jednak zastraszyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kto by pomyślał?
    Nie mogę uwierzyć
    Takich mam chłopów na schwał?

    Co to znaczy świeże spojrzenie na sprawy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to ja mam rewelacje w domu:) Wyciągacz kleszczy zawodowy prawie:) I psu i ludziu wyciągnie ;)
    pozdrawiam, Ewa

    OdpowiedzUsuń