Mam w swoim najbliższym otoczeniu dwie ciężko chore, bliskie osoby.
Chorzy są trudni.
Zapatrzeni w siebie, swoje cierpienie, egoistyczni.
Zbuntowani, targujący się z życiem, smutni. Mają do tych uczuć prawo.
Przebywam z nimi choćby wożąc do szpitala na zbiegi, badania. Czasem czuję jakby cała energia ze mnie uszła. Przychodzi mi takie porównanie - jakby ci chorzy ściągali ze mnie siły.
Może choroby mają taki wpływ na otoczenie?
No i służba zdrowia...
Sam system pracy rejestracji w szpitalu jest wyczerpujący dla chorych. Nawet dla zdrowego człowieka.
Każdy tam pracuje, jakby był oddzielnym elementem.
Choć młodzi ludzie się starają - to nie widać, aby placówka stanowiła zespół ludzi, chcących ulżyć choremu.
Podstawowe rzeczy.
Ktoś, kto pracuje w systemie doskonale wie, jakie wymagania są przy różnych zabiegach.
Nie mogę pojąć dlaczego 80letnich schorowanych ludzi ciąga się po raz kolejny.
I kolejny
I kolejny, bo znowu nie ma jakiegoś papierka.
Czy tak trudno temu schorowanemu człowiekowi tak wyjaśnić, aby nie miał wątpliwości i załatwił wszystko za jednym zamachem?
Trudno pani w rejestracji dopytać się czegoś?
Trudno podać numer telefonu?
Często proszę aby tłumaczono mi jak chłopu na miedzy.
Topornie i w sposób oczywisty. Nie zależy mi na tym, co też sobie o mnie kto pomyśli.
Jak jadę z kimś coś załatwić - to ma być załatwione.
Przypomina to niestety wyszarpywanie z gardła (przecież wszystko jest tak oczywiste, że nie ma o czym mówić).
Dla kogo oczywiste, dla tego oczywiste.
Aby móc się opiekować starszą osobą , samemu trzeba mieć końskie zdrowie.
OdpowiedzUsuńTak, choroby wpływają na jakość życia, zwłaszcza na samopoczucie opiekującego się chorą osobą.
A służba zdrowia? Szkoda słów.
Przygnębienie.
OdpowiedzUsuńSmutek.
Mogę doładować baterie energii w swoim domu, z dala od problemów.
Współczuję wszystkim, co nie mają takich możliwości.
Chyba trzeba byłoby nałożyć na siebie skorupę pseudo-obojętności?
Nie wiem.
Mario...zamknęłam bloga, żeby się umartwić w Wielkim Poście. I żebym ja też, jak typowy chory, nie koncentrowała się na sobie. Mądry wpis.
OdpowiedzUsuńAniu
OdpowiedzUsuńSporo blogowych znajomych zrobiło tak samo.
A mnie jest żal...
Przywiązałam się emocjonalnie.
Może niepotrzebnie.
Zaglądam czasem na fc, widzę tam oznaki życia niektórych.
I bardzo mnie to cieszy.
Muszę Ci powiedzieć, że jeszcze nie tak dawno kombinowałam, aby znaleźć sposób aby Cię zabrać do Budapesztu.
Wydarzenia z Gruzji ostudziły mnie - nie ma co kogo uszczęśliwiać na siłę.
Tak tylko chciałam napomknąć, że jesteś mi bliska.
Trzymaj się:)