środa, 3 lutego 2010

Dlaczego pracodawcy nie lubią przyszłych mam?

Wyobraźmy sobie sytuację, gdzie pracodawcą jest kobieta. Posiada dzieci.
Swój czas dzieli między organizowaniem firmy, dom - w którym samo nie chce nic się zrobić, męża i dzieci.

Aby ułatwić sobie pracę, przyjmuje pracownicę.

Pracy jest dużo, zwykle oszczędnie gospodarując, nie ma w małych prywatnych polskich firmach przerostu zatrudnienia.

Pracownica po jakimś czasie zachodzi w ciążę.
Wszyscy się cieszą - jej szefowa też.

Ponieważ ciąża w Polsce to ewidentny stan choroby, pracownica zaraz jak stwierdziła, że "jest", poszła na zwolnienie lekarskie, wykorzystawszy wcześniej cały przysługujący jej urlop wypoczynkowy.
W sumie wszyscy na tym etapie są w miarę zadowoleni.

Choć szefowa musi zapłacić za urlop wypoczynkowy oraz 33dni zwolnienia lekarskiego(co daje razem 51dni płatnych pracownicy) i w tym czasie pracować za dwie osoby, ewentualnie nająć kogoś i dodatkowo go ubezpieczyć i zapłacić.

Zaniedbuje więc jeszcze bardziej swój dom i dzieci w imię celów wyższych.

Pracownica wraca do pracy z początkiem roku kalendarzowego na 1(jeden) dzień.

Tym sposobem ZUS nie będzie sprawdzał zasadności zwolnień, bo dzięki takiemu manewrowi pracodawca musi w nowym roku znowu płacić 33dni.

Do rozwiązania ciąży, kobiety nie ma w pracy.

Następnie jest urlop macierzyński.

Gdy się kończy, pracownicy nieobecnej w firmie rok, należy się urlop wypoczynkowy.
Właśnie przypomniała sobie, że nabyła uprawnienia właśnie w tym roku do 26dni- co nam daje ponad 5 tygodni wypoczynku - za co musi zapłacić oczywiście ten, kto czerpie korzyści z jej pracy.

Po 3 letnim urlopie wychowawczym pracownica przynosi zwolnienie lekarskie.

Do tego czas leci i należy jej się, jak psu buda, urlop wypoczynkowy - przecież figuruje jako pracownik- więc wszystkie świadczenia jej się należą.

Wymówienie nawet jak dostanie to z 3 miesięcznym okresem.

Chciałam się zapytać jak stara się pracownik na wymówieniu?
Sfrustrowany, zdesperowany, z poczuciem krzywdy(bo zawsze będzie miał krzywdę).

W najgorszym przypadku (najlepszym dla pracownicy) pracodawca musi ponieść koszty prawie półrocznej nieobecności - odprowadzić podatki, ZUSy, wypłacić pracownicy wynagrodzenie - za przywilej bycia mamą.

To jest punkt widzenia pracodawcy.

Skoro państwo polskie chce aby były dzieci, to niech samo finansuje takie pracownice, a nie szuka sponsorów - i jeszcze uważa zaistniałą sytuację za normalną..

Zapomniałam dodać.
Szefowej nic się nie należy.
Ani macierzyński(tylko dla pracownic), ani wypoczynek.
Ani ochrona jej pracy- nie ma w Polsce zwyczaju ochrony tego co polskie. Przecież obce jest na pewno lepsze.

Mają tylko prawo do pracy.

Dochodzę powoli do wniosku, że nie mają racji bytu, w aktualnych warunkach, małe firmy.

Ciekawe, kto zorganizuje nam pracę?
I zapewni te wszystkie, stworzone z myślą o administracji(może jestem w błędzie), świadczenia?

7 komentarzy:

  1. Kodeks pracy w obecnej formie został napisany przez sejm związkowy i taką jednostronną formę ochrony interesów sobą prezentuje. Klasyczna umowa w dobrej wierze, zakłada korzyści obustronne. Tutaj ich nie widzę a zjawisko znam od dawna. Tak miałem we Wrocławiu z pracownicą, która zasłużyła sobie konsekwentnie na zwolnienie dyscyplinarne ale dzięki "ochronie" związków zawodowych musiałem je zamienić na "w trybie ustawowym". I ona w trybie ustawowym, zaszła w ciągu 3 miesięcy w ciążę, wypowiedzenie zawieszone z automatu, zwolnienie lekarskie, pełna ochrona itd. I tylko dzięki podpisaniu z nią ugody, że my jej nie szarpiemy w sądzie, ona po okresie ochronnym związanym z ciążą odejdzie z firmy (czyli podpisaliśmycoś na kształt ugody co do dokładnie określonego terminu rozwiązania umowy o pracę). Miałem nosa bo w momencie rpzwiązania umowy, miała już umowę u innego pracodawcy, któremu po 2 miesiącach wręczyła zaświadczenie o kolejnej ciąży.

    OdpowiedzUsuń
  2. A później próżne żale, że pracy nie można znaleźć, że ukryte zatrudnienie, że praca na czarno, że umowy zlecenia, umowy czasowe itd.

    OdpowiedzUsuń
  3. se la vi... Takie są przepisy. I nic tego nie zmieni. Tak szybko.
    I nie zapominajcie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia...

    OdpowiedzUsuń
  4. KiciaF
    zwykle obecny pracodawca był wcześniej pracobiorcą i zna, choćby wycinkowo sprawy z obu stron. Pracobiorca nie ma takiej perspektywy.
    To po pierwsze primo :)
    Po drugie primo, nikt nie czepia się gdy pracownica przyszła w dobrej wierze i normalnie chce mieć dziecko i wracać do pracy, nawet po max. okresie, który może wykorzystać. Miałem też takie pracownice i było super. Ja piszę o wykorzystywaniu tych przepisów. O osobach, które wykorzystują pracodawców, żeby zdobyć lub utrzymać zatrudnienie a nie pracę. Pracodawcy, gdy przyjmuje pracownicę nie wolno, pod groźbą kary spytać, czy nie jest w ciąży (lub nie planuje jej w najbliższym okresie). Kobiecie, która wie, że jest w ciąży wolno ten fakt zataić, żeby następnego dnia przynieść zaświadczenie dające jej prawną ochronę, myknąć na zwolnienie lekarskie, wrócić na chwilkę na przełomie kalendarza, żeby Zus się nie czepiał (pracodawca się nie czepi bo nie ma takich możliwości) i znowu zawinąć się na zwolnienie. Nie chodzi mi, oczywiście rozumiesz o ciąże zagrożone i inne konieczne zabiegi chroniące zdrowie matki i dziecka. Chodzi o te cwaniutkie, które fundują sobie powiększenie rodziny (w tym nic złego) z jednoczesnym max urlopem na koszt, najpierw pracodawcy a potem jego i wszystkich innych frajerów płacących ZUS.

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja się trochę czepię.
    Zgadzam się, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia tylko to też nie do końca tak jest, a przynajmniej mi sie wydaje, że tak nie jest z tym kombinowaniem. Bo są prace, których kobieta w ciąży, nawet nie zagrożonej, wykonywać nie powinna. Prosty przykład to nawet "zwykła" kucharka, która dźwiga gary ważące po ileś tam kilo (średnio od 25 do nawet 50). więc zachodzi w ciążę, pracuje nadal i traci pierwsze dziecko, są jakieś komplikacje i ma problem, żeby donosić 3 kolejne ciąże i ich nie donasza, natomiast 2 kolejne ciąże całe leży plackiem, więc jest na zwolnieniu. Był to przykład osoby którą znam.
    innym przykładem może być moja skromna osoba ;) Jeżeli byłabym w ciąży to nie wyobrażam sobie w tym czasie pracować na obecnym stanowisku. Greg trochę wie na temat mojej pracy więc pewnie wie o co chodzi ;)
    Nie oznacza to, że nie ma i takich kobiet, które kombinują jak się da, żeby sobie w domu posiedzieć, bo akurat się ciąża przytrafiła i można trochę pracodawcę i państwo wykorzystać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pozwolę sobie
    "Pracownica po jakimś czasie zachodzi w ciążę.
    Wszyscy się cieszą - jej szefowa też."

    Nie chodzi o to, że kobiety zachodzą w ciążę i korzystają ze zwolnień lekarskich.

    Chodzi o to, że obciążony jest pojedynczy frajer co ją zatrudnił.

    Dlaczego nie może występować odpowiedzialność zbiorowa - skoro wszyscy ewentualnie będą czerpać korzyści emerytalne z pracy dziś narodzonych, niech też wszyscy się składają na świadczenia dla kobiet i ich dzieci.
    W obecnym stanie, jednostki robią za sponsorów, a korzyści czerpać będą wszyscy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Poza tym nienormalny jest dla mnie urlop wypoczynkowy od pracy, której ktoś nie wykonuje najpierw rok, a później cztery lata.

    Ciekawe dla kogo jest to normalne.

    Też jestem zdania, że jak są takie przepisy, to trzeba je wykorzystywać.

    Migając się niczego nie można zmienić.
    Gdy trzymamy się przepisów może kogoś olśni i coś wreszcie drgnie.

    OdpowiedzUsuń