wtorek, 28 czerwca 2011

Dyzia przygody na dachu

Dyzio nie lubi być zbędny, bezużyteczny.
Aby poprawić sobie morale, ponieważ ma czas, postanowił coś zrobić dla swojego domu.
Właśnie mija sześc lat od malowania metalowych i drewnianych elementów , więc z wielkim zapałem postanowił się tym zająć.
Kraty, elementy ogrodzenia, tralki na rośliny, tralki balkonowe - z entuzjazmem powoli przywracana jest im dawna świetność.
Zadowolony z siebie Dyzio postanowił pomalować również dach nad wiatą.
Wdrapał się , lęk wysokości mu nie straszny. Co tam taki spadek. Czyści, maluje aż skry lecą.
Zabrakło farby. Trzeba zejść.
Z fantazją.
Wszak czuje się jak na ziemi.
Staje na drabinę.
Drabina powoli zaczyna jechać wzdłuż dachu - wiadomo, zaraz nie będzie miała się o co oprzeć.
Dyzio z duszą na ramieniu , tracąc twarde pod nogami, łapie się rynny.
STRACH ma takie olbrzymie, przerażające oczy.
Rynna mocna jest.
Dyzia jednak nie zdzierżyła.
Runął na ziemię.
Leży.
Myśli sobie - umarłem, nie wstanę.
Myśli dalej - nikogo nie ma, nikt nie widział, znikąd ratunku.
Trza spróbować się dźwignąć.
Powolutku, pomalutku, okazało się, że obrażenia nie takie straszne.

Dyzio pokuśtykał, połaził chwilę i spowrotem wdrapał się na dach.
Roboty nie wolno lekkomyślnie porzucać.

2 komentarze:

  1. W życiu bym tak nie ryzykowała! A gdzie domowi mężczyźni?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mężczyźni zarabiają pieniądze, żeby Dyzio mógł je wydawać:)

    Dla Dyzia to żaden problem wydać dowolną ilość

    Powiedzmy, że malowanie, to żaden wysiłek
    Wręcz rozrywka. Można poczuć się przydatnym i zmęczonym

    OdpowiedzUsuń