piątek, 11 grudnia 2009

Herosi

Wybrałam się na targowisko.

Chodzę, patrzę - jakaś znajoma twarz. Zniszczona kobieta stoi przy swoich skrzynkach z jabłkami, pomidorami, ziemniakami, innymi sezonowymi produktami.

Przystanęłam.

Nie śmiem zapytać - jest bardzo podobna do osoby prowadzącej z mężem ileś czasu temu masarnię w której kupowałam mięso i wędliny do swojego sklepu.
Przecież tyle się mówi o kokosach jakie mają przedsiębiorcy. Wystarczy sięgnąć ręką.

Kupiłam jabłka, a ona zagadnęła . Poznała mnie również.
Od słowa do słowa ośmielając się w miarę rozmowy opowiedziała mi historię paru ostatnich lat.

Zanim dorobili się czegoś więcej, Sanepid zamknął im zakład - bo nie byli w stanie sprostać wymaganiom. Nie dostali kredytu.

Już w czasie prowadzenia masarni nie układało się im z mężem. Była inna kobieta.
Podzielili się więc domem, ponieważ mąż poszedł do tamtej, bohaterka opowiadania spłaciła jego część domu.

Zarabiała handlując na targowiskach, każdego dnia gdzie indziej.
Jej dzień pracy to: o 4 rano wyjazd na targowisko, tam do 12-13, później do domu coś przygotować, praca w polu- bo część produktów była z własnej działki, 18 wyjazd na giełdę warzywną po resztę towaru.
Latem jak mi mówiła właściwie nie zachodziła do domu.
No bo syn na studiach - trzeba pomóc, a i choroba się przyplątała - rak piersi.
Kursowała między szpitalem, targowiskiem, giełdą, domem.

Przecież nikt jej nic nie da.
Wsparcia żadnego nie miała, tylko należności do płacenia.

Teraz powoli zaczyna się układać. Z choroba przycichło, syn na swoim.

Żeby nie było za słodko - były rozpijaczony mąż wrócił do domu - wyrzuciła go kochanka jak skończyła się kasa.
Jak spłacała dom nie przyszło jej do głowy wziąć pokwitowania.

Jakoś jednak sobie radzi.
Zwykły szary człowiek.

Budzi sympatię moją p. M. Wojciechowska i inni globtroterzy.
Jednak gdy widzę jakich bohaterów próbuje się z nich wykreować, to przychodzi mi na myśl kobieta spotkana na targowisku.
Towarzyszy myśl, jak oni albo ja poradzilibyśmy sobie w podobnej sytuacji?

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że wyjdzie na prostą.
    I kolejny raz dozchodzę do smutnego wniosku, że na nikogo nie należy liczyć.
    Chociaż ja to pewnie kazałabym wziąć dziecku dziekankę i to właśnie je bym wysyłała o 4 rano na targowisko.

    OdpowiedzUsuń
  2. I zrobiłabyś dobrze.

    Pewnie dziecko choć trochę pomagało
    Tak myślę
    Trudno powiedzieć

    OdpowiedzUsuń