Na pocieszenie kupiłam sobie słonecznik solony.
Jest obrzydliwy.
Czegoś gorszego chyba w życiu nie jadłam.
Tak sobie jem po ziarenku i rozmyślam.
Czy zawsze muszę jeść to co mi smakuje, ubierać się pięknie, sprawiać wrażenie, że mam niewyczerpane zasoby energii?
Nie muszę.
Jem więc okropny słonecznik(nie da się zjeść dużo) i rozgrzeszam się, że nie jestem zawsze zadbana, piękna, w cudownym humorze
- że jak ktoś pieprzy głupoty to mu w twarz to powiem
- że jak mam do czynienia z tymi podłymi, zadbanymi, pseudo oczytanymi, mającymi się nie wiadomo za co kobietami (och jak młodo wyglądam), to śmiało mogę się im zaśmiać w twarz
- że mam w nosie, co sobie inni pomyślą - niech sobie myślą co im tylko się zaśni
- że robię co chcę i kiedy chcę i nikomu nic do tego
Jem więc ten obrzydliwy słonecznik i czuję się wolna
right!
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że czując się wolna czuję się tak, jak wtedy gdy jem słonecznik:)
OdpowiedzUsuńhahaha!
OdpowiedzUsuńAle postawa słuszna...