piątek, 18 września 2009

Misja


Mam wewnętrzne poczucie misji. Nie jakiejś tam wielkiej, nie. Takiej zwyczajnej.
1.Jak słyszę w moim cudnym lesie (rezerwat przyrody) warkot kładów to idę, aż dojdę.
Doszłam. Stoję -przyglądam się. Panowie zatrzymali sprzęt i pytają o co mi chodzi?
Uprzejmie informuję, że rozjeżdżą, zniszczą ten piękny las.
To gdzie mają jeździć? Tu dziadek jeździł, syn(rozmówca), a teraz kupił taką miniaturkę i maluch się wprawia. Co ja sobie właściwie wyobrażam(stoję bez słowa). Nikt nie będzie nikogo uczył jak ma wychowywać swoje dziecko(dalej milczę). A tak właściwie to o co mi chodzi.: Choć synku, bo ta pani sama nie wie czego chce(milczę).
Odeszłam.Przywiązałam się do tych krajobrazów i jest mi przeraźliwie smutno jak widzę w jak szybkim tempie posuwa się ich dewastacja. Ile jest śmieci w lesie, potłuczonego szkła, rozjeżdżonych traktów.
2.Wchodzi do mojego miejsca pracy dawno niemyty gość. Nie zaczekam, aż wyjdzie aby obsmarować go w kulturalny sposób(do innych, czy też choćby na blogu). Nie!
Ja rozwiązuję sprawy na bieżąco- mówię Umyj się, bo od ciebie czuć. Choć tyle się staram, że bez świadków. Zdarzyło się, że dałam mydło, a pani co do której miałam pewność, że się myje i wraz śmierdzi- antyperspirant aby go wypróbowała, że choć droższy- wart jest swojej ceny(już od niej nie czuć).Nie myślcie sobie- nie rozdaję za często, bo wszystkie brudasy by do mnie przychodziły:)
Ponieważ pracuję w handlu, to wiem(choć mam świadomość punktowej , wybiórczej, wiedzy), że dezodoranty które ludzie kupują najczęściej, to towar do 5zł.
Starczy się przebiec, zdenerwować i już od człowieka czuć pot zmieszany z tym kwiatowym spirytusem w aerozolu.
Zawsze jak zrobię właśnie coś takiego impulsywnie, to sama na siebie krzyczę i się strofuję.
Czekam, czy moja spełniona misja nie napyta mi biedy.
Zwykle tak jest.
Z przykrością jednak stwierdzam, że odporna jestem na wiedzę doświadczalną i pewnie następnym razem też tak beznadziejnie się zachowam.
Może jakby Bozia dała i dłużej pożyję to w końcu dotrze do mnie, że najlepiej puścić wszystko w wirtualną przestrzeń.
I niech się dzieje wola nieba....


3 komentarze:

  1. Ja nie mam poczucia misji i posłannictwa.
    I chyba nigdy nie miałam.
    A moje życiowe doświadczenie utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że co ma być, to i tak będzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też nie mam poczucia misji. Już nie. kiedyś miałam, ale odeszło wraz z zamkniętym dawno temu rozdziałem mojego życia. I oby nie wróciło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję:)
    Ja bezskutecznie usiłuję z siebie wykorzenić.
    Zastanawiam się skąd bierze się to, że zawsze chcę poprawiać świat, a robię to szybciej niż pomyślę.
    Oczywiście na chłodno takich rzeczy bym nie zrobiła. Tyle, że jak do takiego wniosku dojdę to zupa dawno wylana:), konsekwencje językiem narozrabiane ponoszę długo, namiętnie. W związku z powyższym eliminuję wyjścia na spotkania, zebrania itd.
    Przynajmniej do następnej okazji łudzę się, że mam dobre kontakty z ludźmi.

    OdpowiedzUsuń