sobota, 5 września 2009

Przekleństwo pochodzenia

Ponieważ powinnam zająć się pracą więc oczywiście wzięłam się za lekturę.
Na tapetę poszła Rozmowa w "Katedrze"- Mario Llosa Vargasa .
Poza tym, że książka ma wyjątkowy sposób narracji( musiałam wypisać sobie bohaterów na początku aby się nie pogubić), to bardzo szeroko opisuje społeczeństwo peruwiańskie.
Oczywiście jest w niej mnóstwo wątków do opisania. Skupić chciałam się na jednym.
Przekleństwo pochodzenia.
Opiszę( może znowu kontrowersyjny wątek) relację między sługą Ambrosiem a jednym z najbogatszych Peruwiańczyków, którego majątek jest ściśle związany z zamówieniami od państwa, zwanym "złotym jajem".
Ambrosio, murzyn urodzony w ubogiej dzielnicy , przystojny, ma zdecydowana skłonność do kobiet. Kocha się w służącej "złotego jaja".
W wieku ok (tak szacuję) 30lat, jako szofer ma odwieźć "złote jajo" do domu. Po drodze bogacz zaleca się do szofera, dochodzi do zbliżenia. Zostają kochankami.
Ambrosio wypiera się uczuć do dziewczyny.
To co robi wywiera na niego taki wpływ, że chodzi do luksusowej prostytutki(musi pracować 0,5miesiaca na jeden numerek).
Nie ma świadomości, że nie musi godzić się na takie zbliżenia. Nie robi tego dla pieniędzy.
Cierpi, kocha tamtą, a za jedynie godną siebie uważa kobietę upadłą.
Co w nim jest takiego, że przy wielkim panu, odebrany mu jest rozsadek i uważa za słuszne postępowanie niezgodne ze swoimi przekonaniami.
Nie wiem dlaczego tak robi.
Jedynym wytłumaczeniem jest zamknięcie w granicach przekonań i stereotypów.
Przypomina mi się opowieść o indyjskich słoniach.
Małe słoniątko, aby się nie zgubiło przywiązuje się do drzewa za nogę. Słoń rośnie. Jest już dorosły, lecz w dalszym ciągu gdy ma pętlę na nodze to od drzewa nie odejdzie-choć ma tyle siły iż wyrwałby je z korzeniami bez trudu.
Do czego zmierzam?
Do naszych, narodowych przekonań i stereotypów.
Rzeczywiście w dziejach Polski jest bardzo dużo bohaterstwa. Nie odmawiam zasług tym co zginęli, cierpieli w imię najwspanialszych z haseł: Bóg, Honor, Ojczyzna.
Widzę jednak to tak:
W Polsce w latach osiemdziesiątych stało się coś wyjątkowego.
Tak sobie myślę, że nie jesteśmy w stanie teraz w pełni docenić tego wydarzenia.
Nastąpiła bezkrwawa, bez rewolucji, bez ofiar przemiana ustroju. Jeszcze lepiej jak w czasie wojny we Francji(gdy rząd chcąc oszczędzić obywateli wolał pójść na ustępstwa).
Ja nie wiem jak to się dokonało. Czy wszystko było tak jak nam przedstawiają media?
Jeśli p.Niezabitowską można było szantażować, że zrobi się ojcu krzywdę, to co można było zrobić z kimś kto ma dużą rodzinę?
Chwała Bogu, ze stało się tak jak się stało. Dzięki Bogu, że był to Wałęsa a nie Kaczyński. Jak byłoby w innej opcji wszyscy mogą sobie wyobrazić. Bez względu czy jesteśmy tego świadomi czy nie to wszystko ma swoja cenę.
Może hasła wcześniej wymienione warte są rozlanej krwi, ale nie chcę nawet myśleć, że ci młodzi ludzie szykujący się teraz do życia mogliby teraz czy kiedykolwiek stanąć wobec takiego wyboru. Na pewno zrobiliby to samo co ich dziadowie. Ginęliby w chwale.
Ja chcę abyśmy zmienili swoje schematy myślowe.
Ja chcę, aby Ci młodzi ludzie w chwale się kochali, zakładali rodziny i ŻYLI.
Chcę wartościować to co się dzieje w Polsce przez wartość życia ludzkiego a nie przez ideę, choćby najsłuszniejszą.
Cały świat żeby zaczynał się od osoby, później rodzina, naród, Europa.
Teraz jest odwrotnie. Nawet w kościelnych modlitwach najpierw jest ojczyzna, kościół a na samym końcu ten nieszczęsny wierny.
Myślę, że czasy bezkrwawej rewolucji powinny rozpocząć nowy sposób spojrzenia na nasz patriotyzm.
Co to znaczy być dziś patriotą?
Dla państwa powinna być troska o obywatela. Aby mu się żyło godziwie. Aby nie miał wrażenia, że jeden pracuje do ostatka sił po to aby leniowi umożliwić darmochę.
Sprawy suwerenności nie powinny być nadrzędnymi.
Najpierw człowiek.
Być uczciwym względem siebie i innych. Wychowywać młode pokolenie przez słowo i równorzędnie przykład. Rzetelnie pracować, to co się robi robić dobrze. Nie dać ponieść się reklamom i ułudzie łatwego życia. Jak jestem za granicą mówię po polsku( niestety byłam świadkiem wypierania się polskości przez rodaków).Co nie znaczy, że w sytuacjach strategicznych należy użyć znany obcy język. Daję tym sposobem sygnał, że stereotyp Polaka złodzieja to tylko stereotyp, taki sam jak ciekawe stereotypy innych narodów.
Nie machać szabelką( czasy sarmackiego patriotyzmu odeszły już razem ze wstąpieniem do UE). Teraz nasza ojczyzna jest większa. Obejmuje Europę. O swoje trzeba walczyć, ale negocjacjami, rozmowami, przekonywaniem do swoich racji. Bo nie ma nic lepszego niż rozmowa.
Rozmawiać należy również między sobą. Przekonywać do swoich racji. Choćby sygnalizować, że mogą być inne zdania. Możemy się różnić w odbieraniu świata i dalej się lubić. Nic się nie dzieje. Czasy urawniłowki niech wreszcie odejdą w niepamięć pod każdym względem.
Odgrzebywanie wojny sprzed 70lat i czynienie z klęski powodu do dumy i chwały nie jest na dzisiejsze czasy dobrym pojmowaniem patriotyzmu.
Jedynym wytłumaczeniem jest zamknięcie w granicach przekonań i stereotypów- żeby znów nawiązać do tekstu początkowego.



2 komentarze:

  1. "Odgrzebywanie wojny sprzed 70lat i czynienie z klęski powodu do dumy nie jest na dzisiejsze czasy dobrym pojmowaniem patriotyzmu"

    A dla mnie jest. Co więcej odgrzebywanie wojny stanowi dla mnie rodzaj KONIECZNEJ PAMIĘCI ...
    Koniecznej dlatego, żeby kolejne pokolenie nie zafundowało sobie "powtórki z rozrywki".

    Mario, nic na tym świecie nie trwa wiecznie - nawet pokój.

    Pozdrawiam.
    - e.

    OdpowiedzUsuń
  2. Emili
    Znaczenie KONIECZNEJ PAMIĘCI jest nie do przecenienia. Masz rację, że nic nie trwa wiecznie.
    Zmieniły się jednak zasadniczo okoliczności- chyba, że obecność w UE traktujemy symbolicznie.
    Jeśli nie, to według mnie należy zmieniać to co uznajemy za patriotyzm. Kto ma to robić, jeśli nie Ci co reprezentują państwo?
    Oczywiście, w razie następnego konfliktu znów możemy z szablami na koniach ruszyć na czołgi-to oczywiście metafora.
    Pisząc nie byłam w formie. Nie potrafię przekazać dokładnie tego co myślę.
    Chciałabym abyśmy przede wszystkim unikali konfliktów. Dogadywali się. Mówili o tym co boli w sposób możliwy do przyjęcia i zaakceptowania. Przecież inne państwa rozwinięte właśnie to robią.
    Żyjemy wśród innych.
    Czy ktoś z Was lubi, jak mu się do końca dni przypomina to co zrobił najgorszego?
    Przecież też można to zrobić na różne sposoby.

    OdpowiedzUsuń