Nie lubię sprzątać.
Nic tego nie zmieni.
Nie lubię też prasować.
Można żyć chodząc w nieuprasowanych rzeczach.
Nie da się jednak nie sprzątać.
Postanowiłam wymyślić jakiś fortel na samą siebie, aby cokolwiek zrobić:)
Pomysł jest prosty i zasadza się na mojej skłonności do sprzeciwiania się.
Przyznaję, bardzo lubię być kontra.
Dałam sobie pół godziny dziennie na porządki, i ani trochę dłużej.
Aby rozpocząć sprzątanie muszę się przymusić wszelakiej maści argumentami.
Pocieszam się, że tylko pół godziny:)
Okazało się, że to bardzo skuteczny fortel dla mnie.
Zdecydowanie mogę poświęcić pół godziny na robienie mniej lubianych czynności.
Planuję sobie co dziś i już po 15 minutach wściekam się sama na siebie, że mam tak mało czasu. Zwiększam tempo, kłócąc się sama ze sobą o zwiększenie limitu.
No bo przecież lubię być kontra:)
Szkoda, że wcześniej nie wpadłam na ten pomysł.
Bardzo oryginalne rozwiązanie :)
OdpowiedzUsuńPrasowanie i mnie drażni, ale wczoraj przyłożyłam się do tej czynności. Obrusy i serwetki wyprasowałam perfekcyjnie. Dziś mam bowiem najazd gości. Potop suwalski, jak określiła moja Mama :)))
Występują niestety rzeczy, które prasować trzeba:)
OdpowiedzUsuń